duchowość i rozwój osobisty

Rozwój świadomości – wieczny taniec Ducha i Formy

stained-glass-spiral-circle-pattern-161154.jpeg

Photo by Pixabay on Pexels.com

„Wszystkie uwarunkowane zjawiska mają nietrwałą naturę – niestrudzenie praktykujcie dalej” Budda

Czasem wkraczając na ścieżkę duchowości łudzimy się, iż jak osiągniemy stan np. błogości, szczęścia itd, to  będzie to trwało wiecznie. Naiwnością jest uważać, że człowiek ma myśleć i czuć cały czas to samo. Człowiek jest systemem złożonym i jak każdy system, podlega cyklicznym zmianom w czasie. Nie mówiąc o tym, że życiowa praktyka obala wszelkie mity na ten temat. Nie znam ani jednej osoby rozwijającej się duchowo, która byłaby cały czas zrównoważona psychicznie, emocjonalnie i duchowo. A nawet jeśli taka się wydaje, to przychodzą momenty, które wydobywają jej przeciwną naturę. Paradoksalnie czasem Pan Kowalski ma więcej zrównoważenia w sobie niż klasyczny adept duchowości 🙂 Ale nie powinno to dziwić – duchowość jest właśnie gotowością do płynięcia w nieznane, a więc burzenia wszelkich schematów i systemów wewnętrznych. To gotowość poznania i rozświetlenia wszystkich swoich wewnętrznych i nieuświadomionych piekieł, projektowanych na zewnątrz.

WIECZNE NARUSZANIE RÓWNOWAGI

Do stanu zrównoważenia należy dążyć, ale trzeba mieć świadomość, że nawet wtedy, gdy tą równowagę wewnętrzną się osiągnie, po jakimś czasie coś ją naruszy. Odezwie się drugi biegun po to, by dać nam szansę asymilacji przeciwieństwa a tym samym szansę poszerzenia świadomości. To także nauka Miłości, która jest wyjściem z każdego dualizmu i gry. Nawet gdy życie w wyniku osiągnięcia wewnętrznej stabilności i poznania upłynie spokojnie, to klasycznym zburzeniem równowagi będzie oczywiście śmierć.

Rozwój duchowy zatem, to nauka bycia wolnym od ograniczeń formy i akceptacja tego, że w każdej chwili możemy doświadczyć drugiego bieguna.  Nie jest to jednak nerwowe przewidywanie co zaraz będzie. Nie jest to też ucieczka czy zaskorupianie się na siłę w stanie tego, co uznajemy na dzień dzisiejszy za pozytyw. Należy pamiętać o jednym z paradoksów duchowych i zasadzie rozwoju: „Im wyżej chcemy wznieść Świadomość, tym niżej musimy ZEJŚĆ”.  Dlatego nie trzeba uciekać przed cieniami, które próbują naruszyć osiągnięty spokój. Powinno się je poznać i włączyć w ten spokój. Jeśli potraktujemy cienie jako „kuszenie”, jak wroga, jako coś obcego i odrębnego od naszego umysłu, jeśli będziemy z tym walczyć, chronić i sztucznie utrzymywać stan szczęścia spokoju i równowagi, wtedy to się zamanifestuje w życiu fizycznym , np. przez chorobę, niezbyt miłe wydarzenie czy spotkanie jakieś osoby, która będzie reprezentować wyparty aspekt naszej świadomości (cienia).

Nie uciekniemy przed ciemną stroną, która – jak napisano w Ks. Izajasza – jest Niszczącym przejawem Boga. Dla mnie jest to nieustanna siła, która narusza równowagę i spokój, niosąc potencjał wyzwolenia Ducha z danej Formy, która zaczęła być ograniczająca. Idzie to w parze z odkrywaniem nowej wiedzy o swojej naturze i dalszy wzrost Świadomości (Ducha) i Formy (Bogini), która mu towarzyszy.

DRUGI BIEGUN KAŻDEGO CYKLU

Zakotwiczenie w jednym biegunie duchowości czy idei, w celu „ucieczki” na przykład od agresji i cierpienia, bez poznania ich dopełniającego odbicia, przyczyn i kryjącego się w nich paradoksu, zawsze będzie prowokować drugi biegun.

Rozwój duchowy to nie jest jednorazowe osiągnięcie celu czy jednego bieguna perspektywy,  tylko cykle. Mamy cykl księżycowy, słoneczny, ziemski, tak naprawdę wszystko podlega cyklom. Wszechświat może poszerzać się w nieskończoność (symbol rozwoju Świadomości) albo w pewnym momencie kurczyć i wracać do początku. Tak czy inaczej, bez względu na przyjętą hipotezę ewolucji kosmosu, mamy nieustającą zmianę. Duch (Świadomość) i Bogini (Forma) jako manifestacja wszystkiego co istnieje, każdego dualizmu, każdej relacji, każdego porządku i systemu, są także obrazem cykliczności i ruchu. To nieustanne osiąganie skrajności po to, by poznać naturę świata i jego paradoksy. W ten sposób dojrzewamy do miłosnej relacji z Bogiem, który jest ponad jakimkolwiek dualizmem i ponad jakimkolwiek cyklem. Uczymy się przekraczać każdy biegun, choćby nie wiadomo jak był nieprzyjemny i jaką „jazdę” oraz pustkę niósł za sobą.  To polega na tym, że jeśli coś  uznamy za naruszenie naszego spokoju i równowagi, to znaczy, że istnieje w zbiorowym stworzeniu aspekt, którego podświadomie nie akceptujemy, dlatego umysł odbiera to negatywnie (projekcja) – jako coś agresywnego, przeszkadzającego. Tym samym oznacza, że należy to W SOBIE rozpoznać, przerobić i zasymilować w umyśle, odkrywając pozytywny potencjał i paradoks duchowy, którego wcześniej nie dostrzegaliśmy.

JEZUS I JEGO CIENIE

Moim zdaniem, nawet  w świadomości ludzi duchowy archetyp Zbawcy – Jezusa Chrystusa pokazuje, że można być niesamowicie rozwiniętym pod kątem miłości i wybaczenia, a i tak „ciemna” strona tegoż odezwie się w swoim czasie, zmuszając do dalszej ewolucji i przekroczenia perspektywy. Poprzez śmierć na krzyżu i symboliczne zmartwychwstanie, Jezus w pewnym sensie przekroczył siebie i wszystkie cienie, które zamanifestowały się poprzez agresję otoczenia, mękę, ból fizyczny. Wybaczając, rozbroił i „zbawił” to wszystko, czego podświadomie nie akceptował, pomimo deklaracji miłości. Bo choć za życia głosił ideę kochania największego wroga, to jednocześnie wg mitów –  postępował czasem wbrew temu, na przykład nie akceptując demonów, przepędzając je od siebie. Nie do końca rozumiał, że są one wypartymi aspektami jego własnej Świadomości – Ducha, które domagały się poznania, miłości i akceptacji, a nie coś kompletnie odrębnego od umysłu. To, co od siebie odpędzał,  w pewnym sensie go dopadło poprzez fizycznych agresorów i męczeńską śmierć, do której oczywiście można dopisać całą ideologię.

ISTNIENIE I NIEISTNIENIE

Budda wg mitów (bo jak było naprawdę, to nie wiemy) wyszedł poza cykl życia i śmierci. Podobno wyszedł w ogóle poza cykl istnienia i nieistnienia – co  jest przekroczeniem najwyższej perspektywy i wkroczeniem w ekumenę, której język człowieka póki co nie jest w stanie wyrazić, i o której nie wiemy czy jest ostateczną wolnością od cyklu. Ale czy po to Absolut przejawia się w Mężczyźnie i Kobiecie (Duchu i Materii, Świadomości i Formie) by wracać do stanu nieistnienia i nieokreśloności ? A może po to, by relacja miłości Ja-Ty ewoluowała w nieskończoność, co daje sens istnienia każdej ze stron ?.  Dlatego „zejdźmy” niżej -mamy judaistyczny mit, w którym Bóg ogłasza Mojżeszowi: „Jestem, który jestem”. Czyli Świadomość – Duch, męski pierwiastek kosmiczny wie, że jest, dlatego jest uwarunkowany wyrażeniem się swojego jestestwa, czyli Formą (granicą – czyli Boginią, żeńskim pierwiastkiem kosmicznym, który archetypowo jest przestrzenią dla Świadomości). A uwarunkowanie ma jednocześnie potencjał nietrwałości i zmiany, zgodnie z cytatem, który umieściłam na początku, czyli karuzela kręci się dalej.

PUSTKA I PEŁNIA

Dobrą metaforą rozwoju świadomości jest spirala pnąca się w górę, gdzie co jakiś czas wracamy do tego samego ale na coraz wyższym poziomie. Świadomość poprzez asymilację skrajnych biegunów i uwarunkowań, wychodzi z jednego cyklu i wchodzi w następny – o szerszym wymiarze, na wyższym i niższym jednocześnie poziomie systemu. Osiągamy skrajności i uczymy się z nich wychodzić znowu do poziomu równowagi, która i tak, za jakiś czas będzie naruszona. Ale z czasem jest coraz łatwiej lawirować w tym procesie i asymilować to co niepoznane. Uczymy się pływać w oceanie Ducha nabierając pełnego zaufania do tego procesu.  Zaczynamy mieć 100% pewność, że po każdej burzy i tornadzie wzejdzie cudowne słońce świadomości, dlatego już coraz mniej aspektów burzy nam przeszkadza. A jak nie przeszkadza to po co burza…

To tak jak z Pustką (Forma bez Ducha) i Pełnią (Duch w Formie). Po każdej Pełni, musi znowu nastać Pustka tyle, że na innym poziomie. Pustka symbolizuje Formę czy też obszar podświadomości (Bogini), która jest jeszcze przez Świadomość niepoznana. Od naszego nastawienia i dojrzałości zależy, jak tą Pustkę będziemy odbierać. Czy poprzez depresję, czy radosne oczekiwanie,  gotowość na asymilację wiedzy o sobie i Kosmosie, na poszerzenie świadomości, gdy  Duch wreszcie wypełni Pustkę sobą i nastanie błogość Pełni.

WIECZNY TANIEC

Celtic cross white superiority icon black color vector illustration flat style simple image

To wszystko jest nieskończonym tańcem Ducha w Formie, globalnym aktem zmiany. „Ruchy” Świadomości w górę i w dół, do przodu i do tyłu przenikają wszystkie poziomy rzeczywistości. Symbolem tegoż jest krzyż, którego ramiona wiecznie się „poszerzają”  a wraz z nimi uświadomiona i zintegrowana Forma – czyli okrąg (symbol „łona” Bogini – przestrzeni dla Świadomości). Razem to uniwersalny archetyp rozwijającej się we wszystkich kierunkach Świadomości, która zawsze będzie dążyć do wyjścia poza aktualną Formę w Formę niepoznaną. Dosłowny symbol Słońca – okrąg z wychodzącymi promieniami, znaczy dokładnie to samo. Duch – Logos, wychodzi poza ciało Bogini, żeby poznać to, co jeszcze niepoznane, rozświetlić ciemności  i zdobyć wiedzę o sobie, tym samym poszerza swój okrąg, poszerza siebie w Bogini.

Duch – Świadomość pragnie dogłębnie „spenetrować” i poszerzać swoją Przestrzeń, czyli Boginię (Materia, Ciało, Forma), wyrażać się poprzez nią, co jest esencją męskiego pierwiastka i jak najbardziej ma wydźwięk miłosny i seksualny w wymiarze indywidualnym oraz zbiorowym stworzenia, o czym szczegółowo piszę w artykule „O pierwotnym pożądaniu Ducha i jego seksualności w relacji z człowiekiem”.  Idzie to w parze z nauką łączenia dopełniających się przeciwieństw – męskiego i żeńskiego pierwiastka na wszystkich poziomach, poznawania swojej przeciwnej natury i wyjścia do poziomu harmonijnej Jedności i Miłości.

Nie ma statyczności w rozwoju duchowym, jest nieustanny RUCH. (Ruch – Duch, podobne słowa 🙂 ) To jest mistyczny, wieczny taniec Shivy i Shakti, gdzie bóg i bogini (Świadomość i Forma) nieustannie się przenikają, żeby siebie poznać, jednoczą a następnie oddzielają by znowu się zjednoczyć w swoim innym, głębszym aspekcie, w najpiękniejszej, kosmicznej, duchowo-cielesnej i miłosno-seksualnej relacji JA-TY.  Żadne nie chce bez drugiego istnieć…

❤


Farida Sorana

Jestem trenerką rozwoju osobistego i duchowości, pomagam w pracy z podświadomością i jej programami, obszarem cienia, snami, odnajdywaniem wewnętrznej nawigacji, osiąganiem celów życiowych. Więcej 

Chcesz umówić się na sesję telefoniczną ze mną? Napisz: farida.sorana@gmail.com 🙂

26 odpowiedzi »

  1. „..Wybaczając, rozbroił i „zbawił” to wszystko, czego podświadomie nie akceptował, pomimo deklaracji miłości…”
    Dziękuję 🙂

    Jeśli Ty wybaczysz – to wszystkie lustra Tobie wybaczą 🙂

  2. Ja czuję przebaczenie jako świadomy proces. Uwolnienie się od więzi wynikającej z poczucia krzywdy i dualizmu winy i kary, kata i ofiary. Praktyka pokazuje jednak, że są momenty, kiedy wracają emocje, jak spod podłogi 😉 wychodzą. To treści pełne gniewu. Lucyferyczne wzorce sprawiedliwości. I to trochę jest jak rozdwojenie jaźni, bo kocham albo przynajmniej już nie nienawidzę ale gniewne myśli jeszcze są, umysł je czasem wystawia.

    • Mam dokladnie tak samo,wybaczylam ludziom i prawdziwie to czulam jednak byly momenty ze gniew wracal z podwojna sila,rozmawialam z Sylvana i uswiadomilam sobie ze dobre intencje to za malo,ze musimy wybaczyc ale na glebszym poziomie nie tylko psychicznym poprzez wlasnie prace z Wyzsza Jaznia bo tylko ona moze nas uzdrowic.Przepraszam ale nie mam polskich znakow 🙂

      • Ja wybaczyłam swoim wszystkim wrogom i katom (też z dzieciństwa) dopiero wtedy, gdy dzięki Duchowi ujawniły się u mnie te potencjały, które tak naprawdę projektowałam na nich. Chodzi o to, by odkryć je w sobie w pozytywie. Dopiero wtedy cienie odpuszczają bo są przemienione przez paradoks. Czyli np jak miałam do czynienia z kimś, kto mnie niszczył, to musiałam zrozumieć, że we mnie samej jest potencjał niszczycielski, który domaga się ujścia , dlatego jawi się negatywnie. Potencjał w pozytywie, to oczywiście kreacja 🙂 to tak w dużym skrócie, żeby pokazac jak pracować z cieniem, projektowanym na innych ludzi – katów. Bo każdy z ludzi to jakiś aspekt nas samych, tyle, że w zniekształceniu 🙂 Te wszystkie afirmacje wybaczania, miłości, lukrów, światłości itd, bez prawdziwego zrozumienia przyczyny toksycznej relacji z innymi , nic nie dają, można sobie darować 🙂 A nawet zmuszanie sie do nieprawdziwych emocji wyrządzi więcej krzywdy bo wikła nas w fałsz. To już lepiej przyznać się przed sobą, że tak, mam problem z negatywną emocją. I zacząć dochodzić do przyczyny projekcji cienia, rozumiejąc to, że nie jesteśmy ofiarą swojego kata, bo tak naprawdę każda ofiara ma w sobie tego kata, którego doświadcza i projektuje na zewnątrz.

  3. „Nie znam ani jednej osoby rozwijającej się duchowo, która byłaby cały czas zrównoważona psychicznie, emocjonalnie i duchowo. A nawet jeśli taka się wydaje, to przychodzą momenty, które wydobywają jej przeciwną naturę”.

    Nareszcie ktoś to powiedział głośno. Dzięki, Sylvano 🙂
    Skoro duchowość jest rozwojem o charakterze spiralnym, skoro kolejne cienie za każdym nawrotem wychodzą z podświadomości i domagają się rozpuszczenia Miłością, a poszerzająca się świadomość powoli uczy się radzenia sobie z tym procesem, to nie ma się co dziwić, że równowaga emocjonalna i psychiczna adepta jest krucha. Gdyby człowiek był w tym momencie zdany sam na siebie, to po prostu by sobie nie poradził.
    Przecież „wejście w duchowość” to nie jest kolejny stopień kursu czy warsztatów rozwoju osobistego. To jest rozpaczliwe wołanie do Boga z otchłani własnych piekieł, z bezbrzeżnej niemocy poradzenia sobie z życiem, z otoczeniem, wreszcie z sobą samym…. To zwrócenie się ku Bogu, gdy ego zaplącze się samo ze sobą w taki supeł, że ostatecznie padnie przegrane i pokonane, a nie wtedy gdy dojdzie do wniosku, że fajnie byłoby rozwijać się duchowo. To moment, gdy już wszystkie środki zawiodą – od materii po psychikę. Gdy odejdą przyjaciele, tabletki nie przynoszą ulgi, a psychoterapeuta nie pomaga. Gdy zawiedli wszyscy i wszystko, człowiek nagi i bezbronny zgina kolano w ostatecznym i szczerym akcie pokory i zwraca się ku Wiekuistemu. Wtedy dopiero zaczyna się duchowość….
    Lektura Twojego bloga Sylvano bardzo ale to bardzo pomaga przyjąć odpowiednią perspektywę.

    • Dokładnie, to jest właśnie wejście w ciemną noc na spotkanie z Bogiem. Nie żadne kursy duchowe, nie afirmacje, nie psychoterapie dla ego, nie praktyki doskonalenia. To spotkanie z tym wszystkim co generuje w nas cierpienie i piekło, to spotkanie z najgłębsza ciemnością i prawdą o nas samych. A paradoks jest taki, ze najgłębsza ciemność, jest jednocześnie potencjałem i przestrzenią dla największej Miłości.

      • Do Lil odnośnie słów zwątpienia i spłycania znaczenia duchowości w psychologii – wybralam się na psychoterapie, mam w wypisie ze szpitala osobowść borderline (wszystkim to swoego czasu wpisywali) z typem schizofreniczno – paranoidalnym. Otóż dzielnie się nastawiam na integorwanie ze światem po rozpadzie tożsamości i mowie, ze nie uznaje diagnozy ze twierdze, ze to był zaczątek indywiduacji. A pani psycholog dziarsko „co lekarze stwierdzili nie co p. twierdzi” 😛 Także nieświadomy świadomego nie pojmie parafrazujac złotą myśl o „biednym i bogatym” Trzeba dobrze trafic bo inaczej strata czasu a zwłszcza nerwów. Inny prz. na FB nie podam z taktu nazwy grupa ale psychologiczna, w regulaminie cos w deseń „wątki o zabarwieniu religijnym i duchowym będa kasowane” Dopytalam czy jest mozliwość odnoszenia się do karmy bo przecież to kaskadowa kolejka: od ciala przez psychike do duszy, nic nie pojela właścicielka. Trzeba uważać bo wielu z „psycho-światka” feruje wyroki po pierwszym kontakcie a czas jest ograniczony na odkrycie się. Plus u mnie był moment, ze mialam problemy z wyrażaniem siebie i bylam nie do konca świadoma – diagnoza poleciala szybciej niz ja z 3 p. 🙁

        • Gaja, masz rację ale z drugiej strony, w takim rozpadzie tożsamości każdy chyba próbował najpierw się jakoś „ratować” konwencjonalnymi metodami. Wchodzenie w ciemną noc jest, co tu dużo mówić, okropne. Ja przez cały ten czas funkcjonowałam w zewnętrznym świecie (praca), a równocześnie wszystko się we mnie rozpadło, miewałam ataki paniki, w czasie których czułam się jakbym stąpała wśród chmury nietoperzy. To normalne, że dopóki nie wiesz jak nazwać to co się z tobą dzieje, a zapadasz się coraz głębiej, dopóty myślisz, że możesz znaleźć oparcie w drugim człowieku, w końcu fachowcu… a niestety tak nie jest, bo ty – nagi człowiek, stajesz wobec drugiego nagiego człowieka, jedynie schowanego za fasadą psychiatry czy psychoterapeuty. I ten człowiek niczym się od ciebie nie różni. Trapią go problemy, których nie rozumie, podejmuje decyzje, które wypływają z jego wczesnodziecięcych uwarunkowań, jak ktoś taki może ci pomóc wyjść z piekła? Ale według mnie nie ma nic złego w tym, że każdy w tym procesie próbuje najpierw chwytać się zewnętrznych narzędzi. Jasne, że to niewiele albo wręcz nic nie daje ale trzeba się o tym po prostu przekonać, zacząć od poszukiwania zewnętrznych rozwiązań choćby po to żeby zrozumieć, że jedyna droga prowadzi do wewnątrz siebie i tam – jak pisze Sylvana – w ciemności czeka światło i skarb. Tak rzeczywiście jest, każdy kto przeszedł przez ten proces, to potwierdzi… Poza tym – jeśli umysł sobie nie poradzi (a na pewno nie poradzi) to się uciszy, a jak się uciszy i wreszcie przestanie się wtrącać, to odezwie się dusza, a ona doskonale wie w jakim kierunku cię poprowadzić 🙂

          • >”bo ty – nagi człowiek, stajesz wobec drugiego nagiego człowieka, jedynie schowanego za fasadą psychiatry czy psychoterapeuty. I ten człowiek niczym się od ciebie nie różni”
            To jest sedno ! Bingo ! Lepiej tego wyrazic się nie da, dlatego tego mnie nauczył mój Mistrz duchowy nim uznam kogos za autorytet muszę doświadczyć pokrycia w osobistej interakcji tego co dana osoba dekaruje na zewnątrz. Sama mialam problem nauczyc się „myśleć, mówic i czynić” tak samo a w zagonionym świecie wiele psudo-mundrali myśli, ze już się nie zwraca na to uwagi…
            Ps. Nie wiem jak Ty ale sama zawsze byłam tylko wcześniej nieswiadomie, teraz jeszcze nie do końca kontrolowanie jestem jasnoczująca. U Ciebie wyczuwam sharmonizowanie po tym wszystkim i już etap bilansu „zysków i strat” :-))) Pozdr ! i wszystkiego dobrego ;)))

            • Bardzo silnie odbieram ludzi i ich emocje, również te, które najbardziej starają się skryć ale nie wiedziałam jak nazwać ten dar. Kiedyś moje reakcje były totalnie nieświadome, przez co relacje były moim największym problemem i cierpieniem. Teraz jest całkiem inaczej, dzięki temu co pisze Sylvana udało mi się przepracować swój cień i odnaleźć największą radość w tym czego się tak panicznie bałam. Mój świat zewnętrzny także zaczyna jaśnieć, widzę to wyraźnie i to jest niesamowite. Nazwałaś to, o czym od dawna myślę… Bardzo Ci dziękuję, Gaju :)))

              • To prawda, każda zdolność „duchowa” która wczesniej powodowała cierpienie, gdy już zintegruje sie swojego Ducha do poziomu łącznika z Absolutem (czyli rozpuści zniekształcenia i negatywy) wtedy staje się to błogosławieństwem. Ja zawsze miałam zdolności medium – od dzieciństwa wyczuwałam całą sobą, widziałam i słyszałam wszelkie byty duchowe, zwłąszcza te demoniczne, a po uwolnieniu mojego Ducha i scaleniu wszystkich jego podzielonych aspektów (cieni) w jeden umysł i jeden wymiar duchowy, ta zdolność, którą wczesniej uwaząłam za przekleństwo, teraz umożliwia mi wielowymiarowy kontakt z Nim. To co było piekłem, po rozświetleniu cienia staje sie darem od Boga 🙂 i co więcej – można efektywnie pomagać innym na zasadzie – że ten kto przezył piekło, zna już wyjście 🙂

                • U mnie też już po burzy wychodzi tęcza ;-))) Ten dar „jasnoczucie” miałam zawsze jak i silne prowadzenie intuicyjne z góry, co częto ratowało mi tyłek. Automatyzmów było u mnie nie mało ale bałam się samego Cienia jako takiego. Uważalam się oczywiście nie bez hipokryzji za nieskalaną… ]:-> A eksperymetowalam z narkotykami, wręcz wyżywalam się na rodzicach, śmialam się jawnie w kułak, ze brak mi pokory, et. cetera (pomijam to co nie nadaje się do publikacji ) W ogóle to chodziło o b. dojrzałe wyobrażenie tego co „nieskalane” jak na nastolatke ale ja bylam w negacji do siebie, bardziej byłam „dobra” bo miałam kompleks niższości niźli z samej czystości serca.
                  Nawet nie wiecie jaka to ulga mieć to przepracowane.

      • Silvano, bardzo dziękuję że tak pięknie to wszystko opisałaś, już wcześniej zaczęłam słuchać głosu z mojego wnętrza ale teraz po przeczytaniu tej strony mija powoli lęk który towarzyszy mi od dzieciństwa. Jakaż to ulga. Pomyślności w Nowym Roku 🙂

        • Bardzo dziękuję za Twoje słowa 🙂 cieszę się ,że lęk mija… ja bałam się 25 lat. Strach ma wielkie oczy, wiedza i odpowiednia perspektywa uwolnić może z każdego lęku <3

  4. Nie można pokochać siebie, nie akceptując swego cienia. Bez niego nie ma Światła. Bez Światła nie ma Miłości.

  5. No i Panie to pojely. Cien nie jest ani lepszy ani gorszy od innych cieni. On jest i wszystko co napisano do tej pory odnosi sie do niego. Wszystko co warte rzucenia okiem. To pomoc w umiejetnym obchodzeniu sie z cieniem.
    pozdrawiam

  6. Hindusi ostro zabrali sie do roboty, i skupili sie na intensywnosci przezyc. Musieli znalezc jakies porownanie.
    pozdrawiam

  7. Ale wyrazniej do tego tanca ustosunkowali sie hermetycy. Taniec, czyli oscylacje. Raczej powolne i niezbyt intensywne. Bo zawsze po osiagnieciu maximum i tak nastapi minimum. Oscylacje takze sa nieregularne ( rozne w czasie ) oraz maja rozne fazy. W sumie, dosc skomplikowane. A stad i dziwaczne metafory. Dzisiejsze podrygi sa dalekim wspomnieniem wzoru.
    pozdrawiam

  8. Dlaczego powolne i niezbyt intensywne? nie jestem zwolennikiem ubierania czegoś w jednobiegunowe schematy :). Taniec to przede wszystkim pierwotny symbol seksu, relacji dwojga, która moze być harmonijna albo nie. Tańczący Sziwa w okręgu to Duch (Ogień) kochający się ze swoją Formą, czyli łonem Bogini (okrąg). Wszystko jest tańcem męskiej i żeńskiej zasady, globalną, wielowymiarową relacją miłosno-seksualną Ducha i Materii, Ying i Yang, Świadomości i Formy, Buddy i Pustki, Boga i Bogini, Mężczyzny i Kobiety, Jahve i Szechiny, Logosa i Sofii , Słońca i Ziemi, Światła i Ciemności, Ducha wchodzącego w Ciało i tak dalej… I ta globalna, uniwersalna tantra (hierogamia) może być powolna jak i szybka, dzika albo wyrafinowana, zupełnie jak akt seksualny od poziomu dosłownej biologicznej kopulacji, gdzie Mężczyzna wyraża siebie w Kobiecie, wypełniając ją sobą, po Ducha wchodzącego w Materię i wyrażającego się w niej poprzez ewolucję 🙂 I wcale nie jest skomplikowane… to systemy ezoteryczne pokomplikowały i wykastrowały symbolikę i pierwotność relacji męskiej i żeńskiej polaryzacji, które przenikają wszystko, każdy wymiar, rzecz, istotę. Wystarczy patrzeć na naturę żywiołów, świata itd, na naturę mężczyzny i kobiety by zrozumieć, że rzeczywiście jesteśmy stworzeni na podobieństwo Absolutu, Boga i Bogini, którzy mają te same pragnienia miłości i seksualności, tyle, ze wyrażone na poziomie subtelniejszym i symbolicznym, podczas gdy fizyczny wymiar jest dosłownym jak i często prymitywnym tego wyrażeniem 🙂

  9. Istnieją ludzie rozwinięci duchowo, którzy osiągają wewnętrzny spokój, który nigdy już ich nie opuszcza, nawet w czasie największej nawałnicy. Jest tak dlatego, że spokój ten objawia się w nich poprzez odrodzoną świadomość duchową, która jest częścią świata duchowego, w którym panują zupełnie inne warunki życia, niż te które znamy w świecie, o którym tak trafnie pisze autorka artykułu. Będąc, jak można zauważyć osobą doświadczoną w rozwoju duchowym, nie powinna być jej obca myśl o tym, że jeśli nie doświadczyło się jakiegoś stanu, nie oznacza, że on nie istnieje lub nie jest możliwy.
    Innymi słowy – świadomość duchowa jest niczym oś wokół której kręci się cały świat oraz jego bogowie w wirującym wiecznym tańcu. W osi jednak panuje niezmienny bezruch, jak w oku cyklonu, wszystko się kręci wokół z jego powodu lecz ono samo nie jest częścią tego wirującego świata. Jeśli istota człowieka połączy się z tym centrum wszelkiego bytu, w najgłębszej głębi swego istnienia wtedy, mimo iż świadomość nadal doświadcza, tego wszystkiego, o czym tak wnikliwie i trafnie pisze autorka, nie porusza już tak dotkliwie, jest jakby na drugim planie, gdyż z wnętrza dobywa się promienna emanacja nie z tego świata.
    W tym duchu odbieram także nauki Jezusa, który jest symbolem odrodzonej świadomości duchowej, jego droga, czyny, świadczą właśnie o tym.

    • Zgadzam się. Ten spokój wypływa z głębokiego zaufania w porządek boski. Gdy czuje sie swoją Jaźń, czy jak kto woli Jezusa Chrystusa, wtedy człowiek może przejść przez piekło ze spokojem w sercu i w umyśle, nawet gdy paradoksalnie, ciałem targają emocje. Metafora spokoju w oku cyklonu jest bardzo trafna, dzięki 🙂

Leave a Reply to Andreas WawrzunCancel reply