duchowość i rozwój osobisty

Nie uciekaj przed samym sobą. To czego doświadczasz jest wiedzą.

Kryzys jest motorem rozwoju. Ujawnia wiedzę. Zmusza do zmian i do rozbicia iluzji w jakiej dusza się dusi. Dla człowieka to źródło stresu i niezadowolenia. Musi wyjść z aktualnej sfery komfortu, poszerzyć siebie i swoje rozumienie. Niestety nie ma dojrzewania do dorosłości bez napięć i sytuacji stresujących – inicjacyjnych. Duchowość uczy je rozumieć i opanować, a nie całkowicie usuwać z życia, bo to niemożliwe.

W obliczu kryzysu najogólniej można wyróżnić cztery typy myślenia:

1. Pierwszy typ szuka przyczyn w okolicznościach zewnętrznych  – innych ludziach, obwiniając ich o swoją porażkę.

2. Drugi typ szuka powodu w sobie, obwiniając siebie o niepowodzenie.

3. Trzeci typ łączy powyższe podejścia, szukając przyczyny zarówno w sobie, jak i w otoczeniu. Rozpoznaje blokady w przepływie relacji między światem wewnętrznym a zewnętrznym. Niepowodzenie traktuje jako szansę na przemianę, dalsze hartowanie ducha w materii i samodzielność.

4. Czwarty typ myślenia nie szuka już przyczyn, ponieważ zaakceptował kryzys jako nieodłączny przejaw jestestwa. Rozpoznał siebie, więc wyszedł poza perspektywę „szukania”. Zachowuje spokój, wychodząc z koła przyczynowo – skutkowego w sobie, będąc gotowym na doświadczenie pełnego życia.

Posiadamy pewną skłonność do zrzucania winy za swoje własne nieszczęścia, decyzje i skutki wyborów na innych. Na tym etapie nie umiemy jeszcze być samodzielnymi, tzn. wziąć odpowiedzialność za swoje życie, emocje i wzorce, którymi się kierujemy. Jesteśmy nawet podatni na przesądy. Pomimo dorosłego wieku wierzymy, że ktoś nas atakuje energetycznie, rzuca klątwę itp. Boimy się nie tylko ludzi i ich „złych uroków,” ale i „duchów”, które traktujemy jak największe zagrożenie. Być może warto spojrzeć na to z innej perspektywy, mianowicie te „wrogie byty” nie są niczym odrębnym od człowieka, ale mają też wymiar szerszy niż psychika. To wyparte aspekty boskości, których nie rozumiemy w naturze  ducha i materii, dlatego odbieramy je demonicznie, czyli w zniekształceniu. Jak zaczynamy z nimi pracować, wtedy odbiór się oczyszcza.

Niektórzy ludzie nie tylko zakotwiczają przyczyny problemów w otoczeniu, ale i szukają tam rozwiązania. Oczekujemy że drugi człowiek – ten bardziej „oświecony” oczyści nas z problemów i złych duchów, uzdrowi, zmieni, usunie lęki, wypełni stanem szczęścia, przebudzi. To niestety niemożliwe do spełnienia oczekiwania. Przypominają postawę małego dziecka przyzwyczajonego do zależności od świata zewnętrznego. Jak popełni błąd, to ma skłonność do zwalania winy na misia, lalkę albo koleżankę. Jak pojawia się problem, to jest przekonane, że ktoś inny (np. rodzic) go rozwiąże.

W dorosłym życiu nikt za drugiego człowieka nie rozwiąże do końca problemów, nie odrobi lekcji, nie zbawi jego demonów, ani nie zintegruje tego, co wyparte z umysłu. Tę robotę musi wykonać człowiek, który ma dorosnąć. Mentor, przewodnik, terapeuta itd., może pomóc nazwać pewne stany, emocje, zainspirować do zmian, wskazać przyczyny i skutki wzorca. Ale ostateczne wybory podejmuje dorosły człowiek, bo to on ma być kowalem swojego życia. To w człowieku istnieje mistrz – boski, któremu warto zaufać i oddać się prowadzeniu w nauce życia. Wtedy można się przekonać, że oprócz przypadków i „zbiegów okoliczności”,  są znaki i synchroniczności, tworzące rzeczywistość duchową i materialną i wskazujące drogę do dojrzałości.

W moim rozumieniu, nic  czego doświadcza człowiek w swojej przestrzeni duchowej nie jest odrębne od niego, jeśli potraktuje to jako źródło informacji o sobie i o świecie, którego jest odbiciem.  Dlatego nie warto uciekać przed samym sobą – jasnymi i ciemnymi przejawami swojego jestestwa. Nie warto być ich katem ani ofiarą. Za to można nauczyć się je przemieniać, dzięki wydobytej o sobie wiedzy.

W takiej optyce, nie istnieją obce byty ani ludzie, którzy mogą ukraść duszę, zniszczyć klątwami, zablokować czakry itd. To raczej my sami sobie to robimy. Wiara w taką iluzję wynika z lęku i poczucia braku wpływu na własną rzeczywistość. Tą rzeczywistość tworzy bowiem nieświadomość, czyli nieznany rejon umysłu, który generować może chaos i cierpienie.  Jest manifestacją ucieczki od odpowiedzialności za życie, efektem niewiedzy o sobie, a także słabego zakorzenienia  w duchu jak i w materii. Wtedy człowiek uzależnia się swoje powodzenie oraz jego brak od czynników zewnętrznych, zamiast wciąć sprawy w swoje ręce.

Warto przyjąć, że doświadczenie jest  ucieleśnieniem przekonań zarówno naszej świadomości, jak i nieświadomości. Człowiek albo byt duchowy może być jedynie katalizatorem i obrazem przyczyny, która i tak jest w naszym  umyśle. Ta przyczyna to potencjał duszy, domagająca się uwagi i przejawienia w życiu. Ta moc,  gdy jest nieuświadomiona, jest naszą powracającą słabością, wielką emocją. Dlaczego?

Praktyka w pracy z  podświadomością pokazuje,  że to, czego o sobie nie wiemy, a co jest istotne dla naszego rozwoju, wylezie w sytuacjach kryzysowych, w konfrontacji z agresorami, którzy reprezentują siłę w negatywie. Trzeba tutaj odwrócić sytuację i nauczyć się z nią radzić, żebyśmy nie byli ofiarami  przemocy, tak jak to miało miejsce np. w dzieciństwie, i tak jak powtarzamy w późniejszym życiu (odtwarzanie traumy). Warto nauczyć się korzystać ze swoich potencjałów, by ochronić siebie i innych, stawiać granice, uwolnić pewność siebie, zdrową asertywność, a także spokój i zaufanie. Prowadzi to do partnerskiej, a nie tylko uległej relacji z przestrzenią.

Naszą rolą na tym poziomie rozwoju jest rozpoznać i świadomie używać potencjałów zarówno w życiu wewnętrznym, jak i zewnętrznym, przemieniać swoją rzeczywistość na lepsze, a potem inspirować innych do tego samego. To podejście nie ma na celu bezkrytycznego usprawiedliwiania agresorów i realnych (a nie wyimaginowanych) krzywd, jak ma to często miejsce w drugim typie myślenia, tylko zrozumienie, że człowiek dorosły ponosi odpowiedzialność za wyrażenie siebie i sposób „odegrania”  roli we wspólnym doświadczeniu. A zatem oprawca jak najbardziej ponosi odpowiedzialność za faktyczną  krzywdę, której dokonał, a osoba poszkodowana ma wybór, co z tym zrobi dalej – czy się przeciwstawi, przerabiając lekcję zdrowego egoizmu i miłości do siebie, czy zawalczy o sprawiedliwość, czy zakotwiczy w roli ofiary, biorąc całą „winę” na siebie i pogrążając w autodestrukcyjnym wzorcu.

Gdy już osiągnęliśmy samodzielność i wzięliśmy odpowiedzialność za swoje życie i przestrzeń, akceptujemy żeński pierwiastek Stworzenia – naturę zmienności, która przestaje nas frustrować. W tym stanie świadomości nie ma potrzeby analizowania swojego świata wewnętrznego, szukając w nim problemu. Za to możemy być skupieni na rozświetlaniu i działaniu w materii, dla której się przecież urodziliśmy.

❤


46925607_124136928487548_242617123388522496_n33erffffffdfafFINISH

Farida Sorana

Jestem trenerką rozwoju osobistego i duchowości, pomagam w pracy z podświadomością i jej programami, obszarem cienia, snami, odnajdywaniem wewnętrznej nawigacji, osiąganiem celów życiowych. Więcej 

Chcesz umówić się na sesję telefoniczną ze mną? Napisz: farida.sorana@gmail.com 🙂

17 odpowiedzi »

  1. Myślałem o tym ostatnio, wręcz zadręczałem się. Po Pani wpisie zauważyłem jak to działa. U mnie głównie te dwa typy myślenia występują (raz otoczenie jest winne, raz ja), trzeci czasami.. Dziękuję za wpis 🙂

    • jeśli moim doświadczeniem jest zmierzenie się z katem i decyzja – pozostać ofiarą czy nie, to ktoś tego kata musi dla mnie zagrać – przejawić się jako kat. bez kata nie byłoby ofiary. Zatem nie bardzo rozumiem, skoro kat ma tę rolę zagrać, to gdzie tu jego wolna wola w wyborze ? No, chyba , że przyciągniemy właściwego kata, który chce…albo z drugiej strony – jeśli nie będzie kata ( wszyscy świadomie wybiorą nieinwazyjne przejawienie) to ofiara nie będzie miała szansy opuścić koła ? Myślę, że ta teoria ma sporo luk. Jak w zabawie w ciepło- zimno : ciepło, ciepło, gorąco, gorąco… ale jeszcze nie parzy… Co nie znaczy, że mam lepszy pomysł… 🙂 Pozdrawiam serdecznie <3

      • Kat ma przeciez wybor jak zagrac swoja role i jak wyrazic swoja agresje. Przemoc ma wiele odcieni. I kat jak najbardziej chce grac swoja role, dlatego swiat jest pelen agresji od poczatku istnienia zycia. Jest to wpisane po prostu w nasza bioloficzna zwierzeca nature. Czlowiek rozwijajac sie uczy sie panowac nad popedami miedzy innymi dlatego ze ofiary ucza sie przeciwstawiac i rozwijaja sie normy moralne. Wiec moim zdaniem katow z czasem bedzie mniej bo ich energia bedzie spozytkowana inaczej. A w sytuacji gdy nie ma katow to tez nie ma ofiar 🙂

  2. Dzien dobry, Farido, twierdzisz, ze nie ma zlych ludzi, ludzi ktorzy moga ukrasc dusze. Zmagam sie wlasnie ostatanio z tym problemem, rozwazam – jak to w koncu jest? Bylam ofiara w dziecinstwie i przyciagalam osoby dominujace, narcystyczne, ciagle odtwarzalam relacje dominator-ofiara. Jednak odkrylam w koncu, dzieki Bogu, ze i we mnie jest ten dominator, kat, morderca, sinobrody czy jak go tam zwac. Nawet mi sie przysnil okropny, straszny wlos potwornej choroby w kims, wyciagniety i spreparowany. W koncu po latach podobnych relacji dotarlam do mej ciemnej mocy. Odkrylam w sobie agresje i sile, te czarnosc, cien i zrozumialam, ze dzieki temu wewnetrznemu katowi moge sie obronic, czyli to odnalazlam moja czern w pozytywie, moj bezcenny skarb. Moge rozpoznac ze jestem krzywdzona, uzywana, degradowana. Nakladajac na moje oko te czesc wewnetrzenego kata moge stanac z katem na zewnatrz, z realnym czlowiekiem do rownej walki. A przede wszystkim rozpoznac wroga. Widziec zlo, wroga… Wlasnie nie dobro i tylko jakies niewlasciwe zachowanie, ktore wyolbrzymiam ale realne zlo, kogos kto niszczy mnie, niszczy me swiatlo, ma dusze. I nie da sie z taka osoba zyc w zgodzie nigdy. Prawda? Ja dochodze do wniosku, ze ten wrog na zewnatrz jest realny… Bo czy gdybym stanela oko w oko z seryjnym morderca lub osoba typu Hitler z ta moja sila, z ta kropka czerni w sercu – damy rade stworzyc relacje oparta na poczuciu bezpieczenstwa, zaufaniu, milosci? Ja uwazam, ze nie i ze trzeba uciekac.

    • Oczywiście ze wróg na zewnątrz jest realny 🙂 Nie mamy udawać, że go nie ma, tylko nauczyć się z nim radzić. To radzenie, to wyzwolenie własnej siły czyli asertywności. Możesz powiedzieć „nie” dalszemu krzywdzeniu siebie, zamknąć mu przed nos drzwi, powiedzieć by sie wynosił z życia, usunąć, walczyć w sądzie o to, co ci zabrano, albo po prostu uciec, jeśli będziesz mieć do czynienia z wojną i hitlerem, a walczącym żołnierzem nie jesteś. Używamy swojego kata do ochrony siebie i innych. Sposobów ochrony jest wiele, w zależności od sytuacji i typu agresora i relacji jaka jest.

      • Mogę się oczywiście mylić ale uważam,że poza tym ,że zamkniemy drzwi przed katem. Uciekniemy przed nim. Obronimy się lub asertywnie staniemy do walki to jeszcze warto zrozumieć tego kata. Warto (już w bezpiecznym miejscu) z dystansu spojrzeć na kata i zrozumieć dlaczego tym katem jest. Wówczas zdobywamy dodatkowe narzędzie, którym nie tylko się obronimy ale i możemy spróbować kata rozbroić , nie pozwolić się zdominować na odległość ( poprzez np ciągły strach, poczucie winy, poczucie odpowiedzialności , poczucie wstydu itd ) . Czy się mylę ?
        Zrozumienie daje większą siłę niż sama ucieczka. I nie mam na myśli zrozumienia w zamian ucieczki . Chodzi mi ucieczkę w świecie materialnym a potem zrozumienie zamiast ucieczki w sferze psychicznej.

  3. Drugiego człowieka niczego nie nauczysz. Każdy ma swoja prawdę. Możesz im tylko wskazać jak iść i gdzie szukać a oni sami wówczas będą czerpać poprzez swoje doświadczenie – to „usłyszałam” i to właśnie przypomniało mi się kiedy napisałaś nt terapeuty, który za nikogo nie rozwiąże jego „zagubienia” a może jedynie pomóc nazwać pewne rzeczy.

    Dziękuję za elementarz 🙂

    • Proszę <3 to prawda, dlatego zawsze twierdzę, że jedynym mistrzem człowieka jest jego Jaźń. Człowiek może tylko na pewnym odcinku drogi poprowadzić, cos tam uświadomić i tyle.

  4. Bardzo fajny tekst. jestem na etapie zrozumienia i zaakceptowania swoich lekcji do przerobienia. Bardzo pomaga mi Ho’oponopono, ktore mówi, własciwie to co Ty:) Tylko ,że skoro 'agresorzy’ są jakby nasza projekcją.. to nie ich wina prawda? Oni po prostu grają narzucone przez nas role.. A to znaczy, ze nie ma winy.. Gdy zrozumiemy,że wszystko , co dzieje się w naszym zyciu jest nasza odpowiedzialnością..( naszą projekcją) to paradoksalnie człowiek czuje ulgę.. bo wychodzi z roli ofiary i wchodzi w role twórcy..a skoro tak, to od nas zalezy jak będa wyglądały nasze relacje z innymi, nasze życie:) Na poczatku w to nie wierzyłam.ale w momencie gdy zaczełąm odkrywać w sobie programy( zaczeły mi sie po prostu pokazywać jak film z przeszłości.. różne sytuacje z dziecinstwa, ktore jakby kodowaly moje reakcje na pewne zachowania) zaczelam przypominac sobie jak np jeden schemat odgrywalam na przestrzeni zycia z różnymi osobami.. to będąc ich świadoma, mogę je zamienić na inne:) zaczełąm to robić tak dla picu na zasadzie.. no nie mam nic do stracenia przeciez.. zaczelam od najprostszych rzeczy, ktore mnie uwieraly..i nagle wszystko zaczelo się zmieniac.. nagle moj mąż zaczał się dziwnie zachowywać, jak nie on haha. Jestem na etapie sprzatania, stawianiu czoła swojemu cieniowi..akceptacji( bo sami sobie wybieramy te lekcje do przerobienia) , wybaczeniu sobie, wdzięczności, i okazaniu miłości 🙂 i to działa

    • Agato, w przypadku REALNYCH krzywd, a nie wyimaginowanych, moim zdaniem jak najbardziej jest przyczyna w agresorach, bo mają wolną wolę jak wyrazić siebie. Trzeci typ myślenia rozumie, że zarówno agresorzy są twoją projekcją jak również samodzielnymi bytami ,którzy podejmują decyzję czy cię skrzywdzić czy nie. Mają wpływ na odgrywanie swojej roli, nie są bezwolnymi marionetkami. Więc jak najbardziej agresor jest winny swojej agresji. Ja się nie zgadzam z podejściem usprawiedliwiania agresorów, bo już czasy minęły gdy uważaliśmy, że można bić np. kobiety i dzieci. Życie jest wypadkową świata wew i zew. Czwarty tym myślenia jest nastawiony na przemianę rzeczywistiści, czyli zalezy nam na tym, żeby przyszłe pokolenia nie powtarzały naszych traum, żeby był postęp. Żeby agresorzy dojrzeli do wyrażenia miłości bez zniekształceń, które rodzą cierpienie i dramaty. Żadnemu człowiekowi tak naprawdę trauma nie jest potrzebna, ale niestety bywa i mamy wybór czy wyciągniemy z tego moc, czy pogrążymy się. Naszym obowiązkiem jest wychowywać ludzi w miłości a nie gwałcie, uczyć ich zdrowego wyrażania siebie, a nie usprawiedliwiania przemocy i sadyzmu.

  5. Dziękuję za obszerne wytłumaczenie i przedstawienie etapów rozwoju, dojrzewania w zrozumieniu…cenne i daje lepsze zrozumienie dla innych , którzy być może utknęli i nie wiedzą ,że można inaczej…Lepiej rozumiem, że nie są tacy ze swojego świadomego wyboru -tylko jeszcze nie przerobili lekcji..i nawet nie wiedza ,że wciąż ją dostają…

  6. „to czego o sobie nie wiemy, a co jest istotne dla naszego rozwoju, zobaczymy w lustrze otoczenia na zasadzie odwrotności” – nie rozumiem. Przykład z napastliwą koleżanką, katarynką wymagającej 150% mojej uwagi. Ja ta spokojna, słuchająca.Dodam, że irytujące to dla mnie.Co tu jest odwrotnością, i czego w sobie nie widzę? Proszę, o ten jeden przykład 😃🙏

Leave a Reply to Mija MelodiaCancel reply