duchowość i rozwój osobisty

Emocjonalna dziura bez dna, czyli jak pokochać Siebie?

Obraz Pexels z Pixabay2

Obraz Pexels z Pixabay

Emocjonalna dziura bez dna… Zapewne wielu z Was doświadczyło jej w sobie. Ta emocjonalna dziura tworzy ciągłe poczucie niedosytu. Jest to stan, gdy pomimo otrzymanych od innych ludzi zapewnień o miłości, czujemy, że nie odnajdują w nas  gruntu, albowiem nasze serce jest jak przepaść bez dna.  W duchowości z kolei, gdy nawiążemy świadomy kontakt z Jaźnią, miłość Źródła jest odrzucana, degradowana przez naszego samokrytyka.

Poczucie niegodności pozbawia nas zdolności racjonalnego myślenia i zakotwicza w powtarzaniu tego samego wzorca – odrzucam siebie, więc odrzucam świat. Nie kocham siebie, więc jak ktoś może mnie kochać ? I tak dalej – tworzymy błędne koło, z którego wyjściem na tym poziomie nie musi być wzniosła duchowość (osoby z pustką w sercu czasem szukają głębszego sensu w relacji ze Źródłem) ale nauka budowania gruntu w miejscu tej emocjonalnej dziury, a jest nim – miłość do siebie. Na tym gruncie możemy dopiero w sposób prawdziwy i zdrowy kochać innych – ludzi, Boga, świat.

Pustka ma wiele poziomów, i warto zacząć od uporządkowania i zharmonizowania siebie,  by odkryć gotowość do wymiaru duchowego, transcendentnego jestestwa. Gdy spróbujemy przeskoczyć pewne etapy dojrzewania i tak nieprzepracowane wzorce i „czarne dziury” w nas, odezwą się ze zdwojoną siłą. W pewnym sensie opowiada o tym mit o upadłym aniele – odrzucił Boga i ludzi, albowiem w głębszej warstwie – odrzucił ich w sobie. Dlatego wylądował w Otchłani, by dokładnie poznać swój brak i nauczyć się go wypełniać nauką Miłości. To historia wielu ludzi, powielających jego archetyp.

Oczywiście miłość do siebie nie oznacza jej skrajnej wersji – egoizmu, narcyzmu, czy potrzeby nieustannej rywalizacji z bliźnimi – to znaczy dowartościowywania się ich kosztem. To wciąż oznaka braku miłości w sobie, który przenosimy na otoczenie w sposób destrukcyjny. Miłość do siebie nie musi też skutkować emocjonalnymi fajerwerkami, uczuciem błogości i radości w sobie, a przynajmniej nie na początku.

Najtrudniejszym wyzwaniem dla człowieka pogrążonego w „dziurze bez dna” jest powolne wyjście z wzorca autoagresji.  W wielu przypadkach należy podjąć odpowiednią terapię np. związaną z przepracowaniem dzieciństwa i odblokowaniem zamrożonych emocji, jak również warto wprowadzić proste zmiany w swoim życiu, metodą małych kroków.

Ważnym jest – w nauce miłości własnej –  zadbanie o swoje ciało, zapewnienie sobie lepszej diety a także ruchu – tym samym polepszamy krążenie energii,  co ma pozytywny wpływ na samopoczucie.

Stajemy się rodzicem dla swojego ciała, które jest w tej relacji jak nasze dziecko – w końcu symbolizuje nasze instynkty i emocje. Ciało jest formą dla naszego umysłu, świątynią dla naszego ducha. Duchowość praktyczna otwiera nas na prostą prawdę, że ciało jest święte, bo jest najgęstszą emanacją Jaźni, ucieleśnioną energią boską. Ciało zasługuje na pielęgnowanie, zadbanie, uwolnienie od kompulsywnych, wyniszczających nałogów.

Sztuka w nauce miłości polega na tym, że uczymy się siebie traktować tak, jakbyśmy siebie kochali, nawet jeśli tej miłości nie czujemy. Ale poprzez odpowiedzialne traktowanie siebie – paradoksalnie – tą miłość zaczynamy wyrażać.

To trochę tak jak świeżo upieczona matka, która nie ma jeszcze obudzonego instynktu rodzicielskiego, ale przez odpowiedzialne traktowanie własnego dziecka, uczy się je kochać, krok po kroku.

W taki sposób zmieniamy powoli auto destrukcyjne zachowania. Dajemy sobie także do odczuwania „negatywnych” emocji – gniewu i złości (oczywiście nie chodzi tu o wyżywanie się na innych, tylko świadome przeżywanie emocji) albowiem są one wskazówkami do tego, co należy zmienić w swojej przestrzeni życiowej.

Jak uczymy się dbać o swoje ciało, tak również uczymy się zadbać o swoją życiową przestrzeń. Miłość do siebie to także wyjście z programu „kat i ofiara”, poprzez zharmonizowanie ich potencjałów w sobie oraz naukę używania wtedy, gdy są potrzebne. Na przykład nie zgadzamy się więcej na to, by ktokolwiek nas poniżał, wykorzystywał, naruszał granice osobiste. . Sami również nie robimy tego  w stosunku do innych, albowiem panujemy nad ciemną stroną, korzystając z niej świadomie. Dzięki niej mamy odwagę do zerwania relacji toksycznych, niereformowalnych, wychodzenia z pasożytniczych układów, ponieważ miłość dąży do czynienia dobra, nie do krzywdzenia.

Potrzeba agresywnego atakowania innych bierze się między innymi z braku empatii i szacunku a także ograniczonej świadomości, która nie zasymilowała w sobie określonych energii bliźnich, dlatego ma potrzebę ich poniżać, degradować w świecie realnym. Współczucie, pragnienie dobra i szacunek – zarówno do siebie, jak i do innych – są filarami świadomej, oczyszczonej ze zniekształceń Miłości, która odnalazła swoje naczynie w otwartym na różnorodność, wrażliwym człowieku.

W praktyce – zamiast być wciąż wybieranymi przez niedostępnych uczuciowo ludzi, od których emocjonalnie się uzależniamy (próbując zasłużyć na ich uczucie, oczywiście nigdy tego celu nie osiągając)  spróbujmy sami wybierać ludzi otwartych i gotowych do miłości, z którymi wejdziemy w satysfakcjonującą obie strony wymianę.

Miłość i związana z nią świadoma kreacja, zapełnia pustkę na wielu poziomach, czyniąc ją pełnią. Gdy nauczyliśmy się brać odpowiedzialność za siebie i swoją przestrzeń, gdy umiemy dbać o swoje ciało, jak i swoje najbliższe otoczenie, stajemy się też gotowi do przyjęcia miłości od otoczenia. Zarówno od Ducha boskiego, który się wyraża przez zbiorowość ludzką i przestrzeń, jak i od najbliższych ludzi. Wtedy następuje zharmonizowany przepływ – między jednostką a jej otoczeniem, jak uwolniony oddech boski – Miłość, która odnalazła swoje najlepsze formy wyrazu, wychodząc z poczucia braku.

To poczucie braku było w pewnym sensie niedojrzałością „Ja”, ucieczką od wzięcia odpowiedzialności za siebie. Inicjacją adepta jest wejść w swój mrok, by go dokładnie poznać i odnaleźć moc serca w sobie, co jest sporym wysiłkiem dla niego. Musi bowiem przekroczyć wzorce, do których się przyzwyczaił i nieświadomie powielał, niszcząc swoje korzenie, tym samym uniemożliwiając swój życiowy wzrost – w stronę świata, w stronę Słońca.


46925607_124136928487548_242617123388522496_n33erffffffdfafFINISH

Farida Sorana

Jestem trenerką rozwoju osobistego i duchowości, pomagam w pracy z podświadomością i jej programami, obszarem cienia, snami, odnajdywaniem wewnętrznej nawigacji, osiąganiem celów życiowych. Więcej 

Chcesz umówić się na sesję telefoniczną ze mną? Napisz: farida.sorana@gmail.com 🙂

5 odpowiedzi »

  1. Dziekuję :)))

    W dniu śr., 15.11.2017 o 11:11 Ciemnanoc.pl napisał(a):

    > Farida posted: ” Emocjonalna dziura bez dna… Zapewne wielu z Was > doświadczyło jej w sobie. Ta emocjonalna dziura tworzy ciągłe poczucie > niedosytu. Jest to stan, gdy pomimo otrzymanych od innych ludzi zapewnień o > miłości, czujemy, że nie odnajdują w nas żadnego grunt” >

  2. Zastanawiam się, czy poczucie braku, pustki nie jest „efektem ubocznym” wielu różnych aspektów a nie spowodowane jedynie brakiem miłości? Inną, ważniejszą rzeczą, na którą chciałbym zrócić uwagę jest fakt, iż poczucie to jest naszym „stanem naturalnym”. Tu, na ziemi, w materii po prostu tak będzie zawsze. Dlaczego? Albowiem podstawową przyczyną wymienionych uczuć jest nasze odłączenie od Boga. One zniką dopiero, gdy staniemy się jedno. W tym kontekście, zapewnianie Czytelników, że w obecnym ich stanie jest możliwe pozbycie się poczucia braku, nie wydaje mi się właściwe. Serdecznie Panią pozdrawiam i bardzo dziękuję za niezwykłe publikacje.

  3. pustka ma wiele wymiarów. O tym duchowym wymiarze – czyli tęsknocie za Bogiem pisałam w innych artykułach i jak najbardziej masz rację, że moze nam to poczucie braku towarzyszyć do końca życia 🙂 Ale też nie każdy człowiek tak to odbiera, w końcu się różnimy, mamy różne powołania, nie każdy wchodzi w duchowość. Ten powyższy artykuł jest poświęcony jednej konkretnej rzeczy, która jest w rozwoju osobistym ważna – czyli miłości do siebie. Ona nie rozwiązuje wszyskich braków (napisałam, ze zapełnia wiele , ale nie wszystko), i jest solidną podstawą jeśli chodzi o zapełnienie pustki emocjonalnej na co wskazuje doświadczenie wielu ludzi. I tak, masz rację, ona nie jest tym samym co pustka duchowa – związana z pragnieniem Boga, czasem te poziomy się mylą, to znaczy myślimy ze pustkę emocjonalną zapełnimy Bogiem, o tym też wspomniałam w artykule. To jakby może być następny krok

  4. Bardzo dobre ujęcie tematu. Ale według mnie nie ma możliwości wzbudzenia miłości do samego siebie jeśli nie otrzymało się jej w dziecinstwie od rodziców. Można tylko pozbyć się albo zneutralizować samonienawiść i zatrzymać mechanizm samozniszczenia drążący nasze życie aż do chwili totalnego załamania kiedy to dochodzimy do odkrycia prawdy o sobie i „albo to nas zabije albo wzmocni”. Jedynym sposobem na to byłby ponowny powrót do dzieciństwa i doświadczenie miłości rodzicielskiej. A to nie jest możliwe. Ale dla Boga nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37) i tylko On może zapełnić „emocjonalną dziurę bez dna” bo sam w sobie jest Miłością. Polecam gdyż mówię z doświadczenia.

Leave a Reply to KatarzynaCancel reply