duch i ciało

Jak być szczęśliwym ze sobą

pexels-photo-573259.jpeg

Photo by Matheus Bertelli on Pexels.com

GRY EMOCJONALNE

Dopóki nie wiemy, jak traktować siebie w sposób zdrowy,  nasze pędy są wypaczone. Na przykład ciągnie nas do relacji destrukcyjnych, bo z tym kojarzymy więź – a ściślej, jej obraz wyniesiony z dzieciństwa, stworzony na grach emocjonalnych, które podejmowali rodzice (gdy karą i nagrodą manipulowali naszą potrzebą akceptacji). Później my sami ze sobą gramy w różne gry, typu „Jak zrobię to i to, to zasłużę na szczęście”, „Jak się zmienię, to moi oprawcy też się zmienią i będą mnie lepiej traktować”, „Jak wyeliminuję swoje słabości, to los zacznie mi sprzyjać”, „Jak przepracuje podświadomość/karmę, będę przyciągać same dobre rzeczy”, „Jak osiągnę sukces, albo się oświecę, to miłość zawita do mojego życia” itd. Niezależnie od tego, czy nasze praktyki „działają” czy też nie, myślenie takie pokazuje, że nie jest nam dobrze ze sobą. Warunki, które sobie stawiamy, by „zasłużyć” na szczęście, oparte są na chęci naprawiania siebie, nie na pełnym prawie do bycia sobą – niedoskonałym, ale bezwzględnie zasługującym na szacunek i godne traktowanie w każdej sytuacji.

MIŁOŚĆ JAKO ZDRADA

Jesteśmy tedy w trybie dziecka, próbującego na rozmaite sposoby wpłynąć na „rodziców”, by w końcu go pokochali takim, jakim ono jest. Tymi „rodzicami” w dorosłym życiu czynimy nieświadomie ludzi najogólniej silniejszych od nas, czy to psychicznie, czy fizycznie, autorytety, osoby, z którymi weszliśmy w układ.  Przenosimy na niego ból dziecka, któremu wpojono, że nie jest na tyle dobre, by mieć miłość bez płacenia za nią jakiejkolwiek ceny. W efekcie miłość mylona jest ze zdradą – oszukujemy siebie, a przez to innych ludzi, z którymi wchodzimy w dobrze znaną grę w „zasługiwanie na uczucie” i uzależnienie  wartości od ich aprobaty i pochwał.

BŁĘDNY RADAR

Dopóki realnie nie zaczniemy siebie bezwarunkowo akceptować, oraz w sposób odpowiedzialny traktować (dodam, że nie chodzi tutaj o nadmierne pobłażanie sobie, ani o surowy rygor, gdyż jedno i drugie jest brakiem równowagi), to nasz radar będzie działać nieprawidłowo. Na przykład nie ostrzeże nas w sytuacji zagrożenia, bo jego kody są błędne. W takim stanie umysłu, przemocy nie dostrzegamy, albo ją wybielamy, bądź też na siebie bierzemy winę za szkodę, którą uczynił drugi człowiek. Natomiast życzliwość i prawdziwą dobroć w stosunku do siebie nie doceniamy, a nawet odrzucamy z automatu.

Na komunikacie, który dobrze znamy z wychowania przez rodziców  („Jak będziesz taki i taki oraz robił to i to, wtedy będę zadowolony z ciebie i nagrodzę twoje zachowanie”) budujemy następnie rozwój osobisty i duchowość („Jak będę codziennie medytować i oczyszczać się, połączę się w końcu z boskością i moje doły się skończą”, „Jak przeczytam takie i takie książki o duchowości, to dostąpię iluminacji i się przebudzę”, „Jak prawdziwie wybaczę oprawcom, Bóg wybaczy mi i zasłużę na miłość”, „Jak przecierpię tą relację do samego końca, karma się wypali i następna relacja będzie już lepsza”, „Jak będę codziennie się modlić, to Bóg do mnie przemówi, okaże mi łaskę”). Nie zauważamy tego, że chcemy cierpieć na różne sposoby, by zasłużyć na szczęście.  Jesteśmy pełni nienawiści do siebie, dlatego ducha boskiego czynimy swym wybawcą.

NEGOCJACJE DUCHOWE

Jest to ludzkie i zrozumiałe. Skoro mama i tata nas nie kochali, w związku z tym, my sami kochać siebie nie potrafimy, to kto ma nas pokochać, jak nie Bóg ? W duchowości wielu chciało poczuć się wybranym, wpadając w inflację „ja”, tworząc rozmaite historie o swym wywyższeniu, namaszczeniu przez Ojca i ratowaniu świata przed bestiami. Wierząc w karę i nagrodę po śmierci, udajemy pokornych by zasłużyć na łaskę. Jednocześnie wciąż czujemy się winni za grzechy, które sami w sobie ochoczo wyszukujemy etc. Duchowość staje się po prostu narzędziem dowartościowania albo potępienia, przeniesieniem kija i marchewki na wyższy, mistyczny plan. Negocjujemy z Bogiem odkupienie swej duszy, a tak naprawdę, chcemy po prostu kontrolować Rodzica, bo jako dzieci byliśmy bezsilni pod wieloma względami.

MIŁOŚĆ JAŹNI

Oczywiście, odwołanie się do pierwiastka boskiego w sobie może pomóc, ponieważ uświadomimy sobie wszystkie zniewalające schematy, którym nieświadomie ulegamy w relacji ze światem. Mianowicie najpierw nałożymy na niego wszystkie programy z dzieciństwa i zaczniemy grać z Bogiem tak, jak kiedyś z mamą i tatą.  Ale gdy cierpliwie rozpoznamy nasze automatyzmy i przeorzemy warstwy podświadomości, w końcu przebije się przez nie Źródło.  Duch oczyszczony w tym procesie z projekcji, daje nowy punkt odniesienia, nowy wzorzec, którego wcześniej się nie znało. Tak jak Jaźń kocha człowieka, inspiruje do tego, by w taki sam sposób  zaczął traktować siebie. Dobry przykład idzie z góry, z wyższych warstw świadomości, ale należy przełamać swój opór przed nowym i lęki przed odpowiedzialnością. Albowiem to zupełnie inna jakość relacji, która nikogo już nie stawia na piedestale, ani za nikogo nie rozwiązuje jego problemów. Ale uczy, jak korzystać z danych narzędzi, by móc zmiany dokonać samodzielnie, w zgodzie ze sobą.

URZECZYWISTNIENIE MIŁOŚCI

Początkowo bardzo chcemy utrzymać stan błogości, jak dziecko wtulone w rodzica (albo jak nałogowiec, który znalazł idealną używkę). Jednakże przychodzi czas na kontakt z ciałem i materią. Tę miłość, którą czujemy ze Źródła, przenosimy do swojego życia, bo każda idea, pragnie być urzeczywistniona. Osobiście, tutaj czekała mnie największa inicjacja i przełom – okazać sobie akceptację i wyrozumiałość – czyli potraktować siebie tak, jak nie byłam nigdy traktowana w swym życiu. Gdy stan błogości się skończył (zawsze się kończy, to oznacza, że „wracamy na Ziemię”), próbowałam zasłużyć na to, by pojawił się znowu. Myślałam, że coś źle zrobiłam, czyli wróciły stare wzorce samobiczowania i poczucia winy. Na szczęście dzięki wskazówkom, które do mnie wciąż płynęły w wizjach i snach, zrozumiałam, że czas nauczyć się samodzielności. Nie modlić się do Boga o łaskę, ale samemu być bogiem dla siebie tutaj, w przestrzeni.

KOCHAĆ SIEBIE BEZWARUNKOWO

Kochać bezwarunkowo swoje ciało to znaczy otoczyć je opieką, dobrze traktować swoje rozmaite aspekty. Być życzliwym „mamą i tatą” dla siebie. A to oznacza, że nie możemy już folgować własnej toksyczności. Miłość zobowiązuje do tego, by swoje ciało traktować z troską, nie przepalać, nie przekarmiać czy przepijać, ani też nie katować ascezą i celowo ograniczać przyjemności, bo każda z tych skrajności jest wyrazem uczuciowej pustki – albo próbujemy ją zapełnić, albo sami się nią stajemy. Traktujemy swoje ciało tak, jak rodzic swoje dziecko – słucha je i zaspakaja jego potrzeby, ale też z odpowiednim wyczuciem  – to znaczy nie pozwala mu wchodzić na głowę i sobą rządzić, tonąć we wszystkich emocjach i pod wpływem impulsów podejmować decyzje. Rolą rozumu nie jest blokować emocje, bo to i tak niemożliwe (wybuchną w inny sposób), tylko pozwolić im przepłynąć przez siebie. Nie zalewać nimi rozsądku, który jest potrzebny, by zrozumieć tę sytuację i wybrać dla siebie i otoczenia najlepszą formę okazu.

HIPOKRYZJA

Nie ma chyba większego przewartościowania relacji, jak nabranie szacunku do siebie i naturalne wymaganie tego od otoczenia. Wychodzimy z relacji toksycznych, bo wreszcie umiemy je dostrzec, nazwać i pozostawić, gdy są niereformowalne. Ofiara, która pokochała siebie, przestaje nią być mentalnie, kończy rolę męczennika. Rozumie, że nie zmieni swego kata, może tylko odejść i zakończyć daną więź. Wybrać siebie. Dotyczy to także destrukcyjnych skłonności, jakim folgujemy. Nawet tutaj mamy wybór – możemy je usprawiedliwiać i zasłaniać duchowością, osiągać odloty w mistyczną miłość Boga, a swoje ciało traktować dalej jak obiekt gwałtu i tresury, co będzie obrazować nasze zakłamanie i hipokryzję.

SUWERENNOŚĆ DUCHOWA

Bez kochania siebie nie ma suwerenności duchowej.  Przestajemy być sługą siły wyższej, uczymy się za to być jej partnerem. Wiemy, że nasza wola jest najważniejsza tutaj na Ziemi i czas wziąć za nią pełną odpowiedzialność. Bóg nie jest w tej optyce enigmatycznym bytem zewnętrznym, tylko nas przenika i wyraża się w każdym naszym świadomym działaniu. Nie mamy  wątpliwości, że już nie musimy na nic zasługiwać, by żyć jak chcemy, nawet jeśli innym przeszkadza nasza odmienność. Przecież każdy posiada prawo do szczęścia, które nikogo nie krzywdzi. W takim stanie umysłu, przeszłość jest już zamknięta i bez większego znaczenia, bo wyszliśmy z wewnętrznego koła kary i nagrody, rozumiejąc jego dynamizmy, przyczyny i skutki. Nasza siła wyraża się teraz w pewności siebie i swych wartości. Wiemy skąd pochodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy. Umiemy odróżnić szkodę od pożytku i nie damy sobie wmówić winy, której dokonał ktoś inny, ani nie mamy potrzeby obwiniać świat za jego nieświadomość i umartwiać się. Nie chcemy więcej pokutować za wrogów, przodków, poprzednie wcielenia czy grzechy. Pozostawiamy już ów mityczne powinności, od których uzależniamy miłość do siebie.

NEGACJA SIEBIE NA RZECZ WYŻSZEGO BYTU

I co najważniejsze – przestajemy negować swoje prawdy i swoje istnienie na rzecz „Najwyższego”, wszystko inne nazywając iluzją. Wiemy, że zarówno ten Jeden jest ważny, jak i Wielość, która w Nim jest zawarta i w której się różnicuje Jego Istota. Jako dziecko mogliśmy mieć zrujnowane poczucie wartości więc negowaliśmy siebie na rzecz rodziców, że oni są ważniejsi od nas. Nie musimy tego samego powtarzać w relacji z Bogiem – to znaczy odejmować znaczenie naszemu jestestwu, i podnosić rangę li tylko duchowego bytu. Unicestwiając swą wartość („jestem tylko iluzją”, „jestem marnością”) na rzecz Boga, nie możemy być dla Niego partnerem, ani nie możemy Go przejawić w świecie, który potrzebuje Jego Miłości. Przejawienie czasem oznacza „walkę” o wyższe ideały tam, gdzie siana jest destrukcja i bezprawie.

ODPUSZCZENIE WIARY W „PRZEZNACZENIE”

Tak samo wiara w przeznaczenie, niweczy naszą wolną wolę, wypiera siłę sprawczą. To przypomina myślenie dziecka, za które rodzice wszystko robili i kontrolowali każdy jego ruch, nie pozostawiając miejsca na jakikolwiek przejaw jego osobowości i kreatywnego myślenia. Taki człowiek wierzy potem, iż w świecie duchowym także istnieje jakiś szczegółowy plan, który musi wypełnić, i ma poczucie winy, że go nie wypełnia, zamiast zrozumieć, iż jego dorosłość przejawia się w samodzielnym wyborze ścieżki życia. Oczywiście będzie ona korygowana przez Jaźń, ale nie na zasadzie twardego przeznaczenia, tylko realizacji swoich potencjałów i potrzeb w najlepszy możliwy sposób. Kochający rodzic nie zmusza swojego dziecka do ślepego wykonania jego planu, ale daje mu ogólne wskazówki życiowe i wspiera go w rozwoju talentów i zdolności.

NOWY POCZĄTEK

Zamknięta przeszłość nie oznacza, że znika, czy przestaje mieć wpływ. W każdym z nas jest to cierpiące, straumatyzowane dziecko, ikona niedostępnej czy zdradliwej mamy, taty, dramat milionów przodków katowanych w dzieciństwie, którzy nie poznali czym jest zdrowa miłość, ale wciąż na jej temat spekulowali, tworząc religie i systemy dzielące na „gorszych” i „lepszych”. Przerwiesz te błędne odreagowania, wyrosłe na deficytach emocjonalnych, gdy tu i teraz zbudujesz życie wedle osobistej wizji. Zakończysz walkę z piekłem w swej głowie i wyjdziesz z uzależnień od bólu. Przestaniesz idealizować szkody i nadawać im rację bytu w imię miłości. Zdrową miłość poznasz po tym, że chce ona dobra swojego i cudzego, a nie jakichkolwiek traum i męczeństwa.

Dasz przykład swym dzieciom, że można być okaleczonym, z bagażem ekstremalnych przeżyć, a mimo to wybrać inaczej niż swój ród. Własnymi rękoma wykujesz  ścieżkę, bo wiesz, że zasługujesz na nowy początek, bez względu na błędy, które popełniłeś. Ty decydujesz, czy uwarunkowania, w jakich wyrosłeś uczynisz ważniejszymi od siebie.

SAMOOCENA

Gdy jesteś szczęśliwy ze sobą, nie uzależniasz swojej samooceny od tego, czy aktualnie jesteś sam, czy masz kogoś. Ani na drugiego człowieka, ani na Boga nie rzutujesz już dziecięcego programu pt: „Jak będę spełniać twoje rozkazy, to mnie pokochasz i będziesz przy mnie na zawsze”. Uczymy się wierności sobie, i tak zaspakajamy deficyt wyrosły na niedostępności uczuciowej rodziców – i tych biologicznych i tych boskich. Oczywiście miłość do siebie nie czyni nikogo samowystarczalnym. Potrzebujemy dzielić się miłością, wiec teraz można wejść w relacje zdrowe, z ludźmi równie dojrzałymi, którzy swój wewnętrzny głód zaspokoili i nie mają potrzeby przenosić go na ciebie. Gdy masz już zbudowane granice, wchodzisz w nowy kontakt z rozwagą. Nie oczekujesz totalności, jak dziecko, tylko jesteś gotów budować współpracę opartą na sprawiedliwej wymianie i odpowiedzialności.

SZACUNEK DO SIEBIE NAWET W CHWILI KRYZYSU

Czy coś się zmienia w  naturze rzeczy, gdy jesteśmy wskrzeszeni Miłością ? Wszystko i nic. Dalej chorujemy, przyciągamy drapieżców, zdarzają się doły, powrót lęków z przeszłości. Przeżywamy pomyślne i niepomyślne zdarzenia, szczęśliwe i nieszczęśliwe sploty okoliczności. Mierzymy się z pustką i miewamy okresy pełni. Ot, zwyczajna sinusoida życia. Miłość bezwarunkowa jest przyjęciem siebie w całości, nawet wtedy, gdy mamy słabszy dzień, chorujemy, nie udaje nam się przedsięwzięcie, przeżywamy zawód w związku czy porażkę w pracy. Przestajemy siebie nieustannie terroryzować pytaniami „dlaczego” mnie to spotkało, dlaczego kogoś przyciągnąłem, co mi świat chce powiedzieć. To już nie ta faza podróży duchowej. Mieliśmy być może nadzieję, że praktyki rozwoju osobistego uczynią nas super bohaterem, ale w efekcie poznaliśmy dokładnie nasze wszystkie dziury i słabości. I nauczyliśmy się rozumieć, akceptować i chronić nasze człowieczeństwo.

Bóg stał się człowiekiem po to, by człowiek stał się Bogiem, ale nie wszechmocnym i wszechwiedzącym – to pułapka dziecięcej, irracjonalnej idealizacji. Ale mądrym i kochającym – jak najbardziej. I popełniającym błędy – co pokazuje nasze jestestwo. Ograniczonym, ale w sumie niezłomnym. Motywującym do dobra.

ETYKA A MANIPULACJA

Tego Boga znajdziemy w każdym etycznie postępującym człowieku. Nie w jego rytuałach, modłach, świętych obrazkach, białych aurach, energiach, cudach, ani apokaliptycznych teoriach spiskowych, w których zawsze będą się mielić nierozwiązane konflikty na linii „ja – obcy”, „zbawieni – potępieni”. Tylko w jego praktycznej sprawiedliwości.  W spójności. W szczerych intencjach. I w tym, że nie bazuje na wzorcu mamy/taty próbując Cię przekonać, że coś z Tobą nie tak, dlatego trzeba cię zmienić, zbawić i dostosować do duchowej ikony. Tak wygląda manipulacja – wmówić komuś poczucie winy i dać rzekome narzędzie, by zasłużyć na „nagrodę”, która oczywiście nigdy nie dostąpi, bo jest iluzją. Świadomy człowiek nie będzie z Tobą pogrywać ani Ciebie kontrolować, tylko będzie twym towarzyszem przez jakiś czas. Da ci przestrzeń, której potrzebujesz, byś nauczył się kroczyć nową drogą, którą wybrałeś. Pomoże upewnić się co do własnej prawdy, odnaleźć unikalną sposób życia w zgodzie ze sobą. Realizować swoje pasje bez lęków i poczucia winy, że robisz coś innego niż tłum i jego pasterze.

OWIECZKA I PASTERZ

Praca z cieniem okazuje się tu bardzo przydatna i inspirująca, bo otwiera nas na poszerzone widzenie siebie i rzeczywistości. Nie dajemy się już wcisnąć w rolę białej owieczki, która podąża ufnie w przepaść za swym pasterzem (obojętnie kogo uczynimy tym pasterzem, ale gdy komuś innemu oddamy pełną władzę nad sobą, odbije się ona potężnym rykoszetem, podcinając nam nogi). To nie jest dorosłość, ale jej przeciwieństwo – dziecko ślepo słucha rodzica, bo nie ma wyjścia. Ale jako dorosły człowiek, ty tworzysz swoją duchowość, która korzysta z rozmaitych barw, a nie tylko bieli.

CIENIOWANIE

To, że uszczęśliwiają ciebie inne rzeczy, niż tłum „oświeconych”, wynika z twojej indywidualności. Każda dusza jest jedyna w swoim rodzaju i wyjątkowo realizuje swe pasje na Ziemi. Maluje swój obraz zarówno za pomocą mrocznej części siebie, jak i tej świetlistej. Cieniowanie nie czyni jej odgrodzoną, ale wyrazistą na tle świata. Oczywiście, od wszystkiego można się uzależnić, zarówno od tonięcia w czerni czy bieli, jak i od obsesyjnego unikania jednego i drugiego. Umiar jest złotą drogą mądrości. Można korzystać ze wszystkiego, w odpowiednich proporcjach. To trochę jak z trucizną – określone stężenie powoduje, iż działa dobroczynnie. Cała sztuka  odnaleźć właśnie tę duchową miarę dla siebie i nie robić problemu z tego, że różni się od miary innego człowieka. Wszak każdy ma inną odporność i upodobania.

AKCEPTACJA SWOICH UPODOBAŃ

Są osoby, które twierdzą iż siebie akceptują i kochają, ale wciąż walczą ze swoimi upodobaniami, upatrując w nich zagrożenie. W praktyce, gdy jesteś już wolny od etykietek, bo umiesz każdą z nich nazwać i zrozumieć jej pułapkę, to paradoksalnie możesz wchodzić i wychodzić w rozmaite swe energie, w zależności od sytuacji.  Nie boisz się już, że popadniesz w uzależnienie, bo panujesz nad swymi skłonnościami. Gdy jest czas celebracji, to pijesz i weselisz się z przyjaciółmi. Gdy masz ochotę na film z dreszczykiem, posłuchać melancholijnej muzyki etc. –  nie oznacza to, że masz znowu jakiś problem z podświadomością.  Przecież jedni będą malować anioły, inni demony. Każdy ma swoją specjalizację, sferę jestestwa, która go inspiruje i do której ma talent by w nią wnikać i opisywać. Nie ma niczego złego w zgłębianiu symboliki światła albo ciemności i czerpanie z nich wiedzy, jeśli tylko tworzenie uszczęśliwia człowieka i czuje się dobrze z taką formą ekspresji. Biel nie oznacza dobra, a czerń zła, to tylko narzędzia – kolory – w rękach człowieka, który będzie je mieszał i używał w różnych sytuacjach. Od jego świadomości zależy, jak z nich skorzysta tworząc swe dzieło. Może zawrzeć w nich swe cienie, bo taka jest rola sztuki – pokazywać rzeczywistość, taką jaką jest, poruszać, dać ujście temu, co ukryte, co wraca uporczywie pod postacią hipokryzji. Dlatego czasem będziesz prowokować i  złamiesz na oczach „świętych” uznane schematy.

ZROZUMIEĆ CO JEST SZKODĄ, A CO NIĄ NIE JEST

Na tle tłumu, rzeczy, które robisz  i które cię uszczęśliwią, uczynią cię też jedynym w swoim rodzaju. Oczywiście będzie to przeszkadzać tym, którzy nie odkryli jeszcze własnej oryginalności. Praktyka integracji cienia pozwala zrozumieć naturę zła i utrzymać precyzyjne granice, co nim jest, a co nie, bez tworzenia przesądów i sztucznych „potworów”, jak również bez zamydlania zagrożeń realnych. Już przestajesz być dzieckiem podatnym na manipulacje i dezinformację, jaką szerzy system, choćby głosił najwznioślejsze idee. Twój radar wzbogacony o jakość „ciemnej strony” pomoże ci wychwycić czarne dziury w rozmaitych światopoglądach, nie dając się już nabrać na ich wpływy.

RELIGIA MIŁOŚCI

Każdy ma prawo wyznawać siebie w całości, o ile nikogo tym nie krzywdzi ani nie oszukuje. Nie ma prostszej religii miłości. Cała reszta w którym momencie po prostu odpada. Jesteś, jaki jesteś,  a głębiej – po prostu jesteś i to wystarczy byś siebie kochał i był kochany.

Czyń powinności każdego dnia, ale też rób rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność. Każdego dnia daj sobie parę minut na posłuchanie wewnętrznego głosu, wczucie się w swoje niewyrażone potrzeby. Obudź marzenia, zacznij na nowo oddychać materią – przecież po to się w niej znalazłeś, by określić w niej swoją formę. Nie musisz już uciekać w bezpieczny paraliż, bezruch, gdy wypełnia cię nowa energia, uwolniona ze wszystkich wcześniejszych więzów. Wszak od dawna mogłeś marnotrawić ją na czynności niepotrzebne. Skoncentruj się na wyborach konkretnych – uszczęśliwiających ciebie i twoich najbliższych –  bez poczucia winy czy lojalności względem „mistrzów”, „autorytetów”, „przełożonych”, „bóstw”, czy innych postaci, wobec których wchodzisz w rolę dziecka. Tylko w poczuciu psychicznej wolności i dorosłości, możesz urzeczywistniasz swą boską sztukę


46925607_124136928487548_242617123388522496_n33erffffffdfafFINISH

Farida Sorana

Jestem trenerką rozwoju osobistego i duchowości, pomagam w pracy z podświadomością i jej programami, obszarem cienia, snami, odnajdywaniem wewnętrznej nawigacji, osiąganiem celów życiowych. Więcej 

Chcesz umówić się na sesję telefoniczną ze mną? Napisz: farida.sorana@gmail.com 🙂

Kategorie: duch i ciało, duchowość i rozwój osobisty, miłość, relacje i związki, rozwój osobisty, Rozwój Świadomości, Uzdrowienie relacji

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

16 odpowiedzi »

  1. Wszystko się zgadza, oprócz jednego „samemu być dla siebie bogiem” co jest kłamstwem szatana, w które mimo całej swojej wiedzy i oświecenia, uwierzyłaś. Dziwne jak rozum ludzki jest ułomny i podatny na wpływy szatana. W każdym momencie, na każdym etapie naszego rozwoju czyha na nasze potknięcie. Udaje mu się gdyż najtrudniej jest wytrwać przy Bogu do samego końca, co niewielu się udaje.

    • Przecież Szatan jest częścią Boga, a Bóg mieszka w tobie. Dopóki dzielisz swą Jaźń, dopóty to podzielenie będziesz przenosić też na innych.

        • Jeśli wybiera wiecznie to samo zło, to tym samym nie ma wolnej woli… 🙂 prawem kosmicznym jest ewolucja, której podlega wszystko. Wolna wola polega na tym, że można popełnić błąd i się na nim uczyć, następnym razem wybrać inaczej. A ponieważ Szatan jest stworzony na podobieństwo Boga, to ma też w sobie cząstkę światła. No ale tego religia już nie uwzględnia, bo myśli dualistycznie i sama sobie zaprzecza, gdy uważa, że wszystko może być odkupione czy zbawione w miłości Boga, a innym razem głosi, że istnieje wieczne potępienie i wieczny ogień piekielny. Jak każdy zajmie się swoim własnym wyborem i odnajdywaniem boskości w sobie, wtedy też zrozumie ideę bezwarunkowej miłości i szansy, jaką ona daje wszystkim bez wyjątku. <3

    • Czlowiek sam siebie nie stworzyl, a wiec Bogiem nie jest.
      Poza tym skoro chodzi o to, zeby byl partnerem sily wyzszej, jak w artykule pisze, to nie jest on tym samym co ta sila wyzsza.
      To, ze Bog mieszka w kazdym z nas, tez nie oznacza, ze jest tym samym, co ktorykolwiek z nas.
      No i to kim jest szatan jest osobna sprawa nie majaca wplywu na to, czy czlowiek jest Bogiem, czy tez nim nie jest.

      • zgadzam się, tylko nikt tu nie twierdził, że człowiek jest Bogiem 🙂 Bóg mieszka w człowieku, po to, by człowiek stał się bogiem (mniejszym bogiem, stąd mała litera), na podobieństwo Stwórcy. Chodzi o odkrycie wewnętrznej boskości i umiejętność przejawienia miłości w świecie. Jesteśmy pryzmatami, przez które Światło rozszczepia się na barwy.

    • Podepne się jeśli można. Ogólnie widzę u Ciebie bardzo wiele rzeczy, o których przeczytałem w Biblii. Co do tematu bycia Bogiem:
      J.5.18 Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu.

      J.1. 34 Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: Bogami jesteście? 35 Jeżeli [Pismo] nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże – a Pisma nie można odrzucić – 36 to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: „Bluźnisz”, dlatego że powiedziałem: „Jestem Synem Bożym?”

      Co do karcenia i ascez :
      Kol 2. 23 Cała ich mądrość tkwi w dewocji, poniżaniu się i umartwianiu ciała, jednak — poza zaspokajaniem cielesnych ambicji — nie mają one żadnej wartości

      Chciałbym jeszcze się wypowiedzieć w kwestii szatana. W moim rozumieniiu On nie jest drugą stroną/drugim biegunem Jezusa (U Ciebie nazwaną ciemną ), ale jest przeciwieństwem scalania, tym który rozprasza. jest rozpadem tym dualizmem.

      Mdr 2. 23 Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka –
      uczynił go obrazem swej własnej wieczności.
      24 A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła
      i doświadczają jej ci, którzy do niego należą.
      Mdr 1. 13 Bo śmierci Bóg nie uczynił
      i nie cieszy się ze zguby żyjących.
      14 Stworzył bowiem wszystko po to, aby było,
      i byty tego świata niosą zdrowie:
      nie ma w nich śmiercionośnego jadu
      ani władania Otchłani na tej ziem

      Ciesze się że tutaj trafilkem, bardzo poszerza perspektywę Twój blog i doświadczenia

  2. Farido dziękuję za twoją twórczość i za ten tekst, który praktycznie idealnie pasuje do mnie i mojego dzieciństwa, młodości, szkodliwych wpływów i przekonań rodziny i środowiska. W moim życiu było wiele trudnych, a nawet traumatycznych wydarzeń.Teraz w moich snach często pojawia się ciemna postać, której się boję i spodziewam się krzywdy z jej strony, a ona z zaskoczeniem dla mnie, nie robi mi nic złego. Słyszę tylko przekaz, że ta siła jest jakby drugą stroną Boga i nie chce zrobić mi krzywdy, a ja mam za zadanie przestać się jej bać. Wiem, że ten strach jest we mnie bardzo głęboko utkwiony od najmłodszych lat i zaczęłam medytować z moją WJ, żeby przepracować cienie, które mi się pokazują. Dziękuję za to, że dzielisz się taką cenną wiedzą💞

    • Do usług <3 przepracowanie cienia, to uwolnienie z tej ciemnej postaci energii do nowych działań w życiu – każdy byt duchowy niesie w sobie cząstkę mocy, którą przenosimy w wymiar fizyczny, ściskam <3

      • Tak właśnie teraz widzę, ta postać niesie energię do zmian w życiu i nowych działań, które zaczynam już podejmować.Wcześniej robiłam wiele rzeczy, które mi nie służyły i wierzyłam też w to, co tak naprawdę mi szkodziło, ale brnęłam w to dalej, bo wszyscy w moim najbliższym otoczeniu wyznawali takie zasady. Teraz nie będę już owieczką podążającą w przepaść i nie zagłuszę wewnętrznego głosu☺

  3. Bardzo dziękuję ! serdecznie pozdrawiam Anna Gloria   W dniu 2019-10-03 10:12:59 użytkownik Ciemnanoc.pl napisał: Farida posted: ” GRY EMOCJONALNE Dopóki nie możemy siebie traktować w sposób zdrowy, dopóty nasze pędy są wypaczone. Na przykład ciągnie nas do relacji destrukcyjnych, bo z tym kojarzymy więź – a ściślej, jej obraz wyniesiony z dzieciństwa, stworzony na grach emocj”

  4. Dziękuję Farido 🙂

    Kolejny wspaniały artykuł, dla mnie, zdecydowanie w całości.
    Choć najbardziej potrzebowałem usłyszeć to co napisałaś w ODPUSZCZENIE WIARY W „PRZEZNACZENIE”
    ,,,bo zapętliłem się ostatnio bardzo „w tym temacie” pomimo tego, że czułem jakbym dotarł do ślepego zaułku.

    …ach, to wspaniałe uczucie, tej wolności, gdy pojawia się zrozumienie, Dziękuję 🙂

  5. Skąd wziąć „wiedzę” o sobie, o swojej ścieżce, o tym, co dla mnie naprawdę dobre? Czasem wydaje mi się, że podążam za intuicją, za marzeniami, a potem euforia opada i nie wiem, co robić dalej, popadam w załamanie. Może zbyt dużo euforii? Ale czy ekscytacja, radość z działania są aż tak niewłaściwe?

    Czy można dotrzeć do jakiegoś wewnętrznego rdzenia, który nas poprowadzi drogą miłości do siebie – niezależnego od wychowania i środowiska (przecież to normalne, że one tworzą naszą osobowość i wybory)?

    Pozdrawiam i dziękuję za tekst 🙂

Leave a Reply to Urszula DobrowolskaCancel reply