duchowość i rozwój osobisty

Lęk przed bliskością – rozbijanie murów w związku

Powiem szczerze, że pisałam ten tekst od roku, i jakoś nie mogłam skończyć. Sama dojrzewałam przez ten czas do uznania pewnych rzeczy w sobie i w moim związku. Ale dziś czuję się gotowa go opublikować, licząc na to, że niektórych z Was zainspiruje do szerszej perspektywy jeśli chodzi o miłość i towarzyszący jej lęk przed bliskością.  Chciałabym tutaj podziękować moim bliskim przyjaciołom, którzy byli przy mnie na dobre i na złe. Mogłam skorzystać z ich mądrości i wiedzy życiowej gdyż sami przeszli wcześniej demontaż schematów i wyjście do poziomu otwarcia i szczerości ze sobą . Gdyby nie to, pewnie bym zniszczyła własną relację i uciekła daleko, z lęku przed nieznanym, którego nie mogłam od początku w żaden sposób kontrolować 🙂

Po czterdziestce relacje nabierają innych barw – nie są już tak jaskrawe i dynamiczne jak wcześniej. Można zauważyć, że człowiek dojrzały emocjonalnie nie epatuje oczekiwaniami, ponieważ jego potrzeby wyglądają nieco inaczej niż w młodości, gdy kierował się ideałami. Teraz pozwala bliźniemu na pełną swobodę, chcąc poznać prawdę, skrywaną pod wszystkimi etykietami, którymi ten oddycha, nie zdając sobie z tego sprawy. Człowiek wewnętrznie wolny i spójny, będzie budował więź powoli i bez nakładania kajdan (w postaci natychmiastowych zobowiązań). Stworzy przestrzeń pełną akceptacji i szacunku, by bliźni poczuł się bezpieczny. Wtedy zadziewa się fenomen, który wielu z nas doświadczyło, o charakterze głęboko uzdrawiającym.

Mianowicie, gdy poczujemy akceptację  i brak wyobrażeń rzutowanych na naszą osobę  – przestajemy koncentrować się na wadach, które w sobie tępiliśmy (na wzór rodziców, którzy nas za nie karali). Nabieramy za to gotowości do pokazania wszystkiego, co mamy najlepsze. Dlaczego? Bo już nie musimy się bronić, wchodząc w obcą skórę. Jakże często robiliśmy to, by zadowolić otoczenie. Ukrywaliśmy duszę, by mieć „święty spokój”, zaskarbić czyjejś uznanie, zaspokoić kompleksy i pustki wyniosłe z dzieciństwa. Łatwiej jest odgrywać role niż uzewnętrznić się, czyli pokazać swe prawdziwe myśli, uczucia, pragnienia. Bojąc się odrzucenia ze strony otoczenia, w efekcie odrzucamy siebie. Tłamsimy swoje potrzeby i ekspresję na rzecz innych, stawiając ich wyżej od siebie, a potem wchodząc z nimi w grę pt.:

Będę czynił, co zechcesz. W zamian chwal mnie, kochaj, bądź przy mnie na zawsze. Jeśli mnie odrzucisz – „umrę”, bo jestem nikim bez ciebie. Pragnę i kocham twój blask, bo nie umiem odkryć własnego. 

PRZESTRZEŃ DLA AKCEPTACJI

Nie rozumiemy jeszcze, iż możemy być kochani nie tyle za to, co dajemy,  ani nawet nie za to, co sobą reprezentujemy, ale przede wszystkim, za to, że JESTEŚMY i że uczestniczymy w BLISKOŚCI. Nie wszystko jest naszą wyłączną winą, a błędnym jest myślenie, że gdybym był „inny”, to dalej byłbym „kochany”. Idąc tym tropem, nie musimy karać siebie za nieudaną relację, zwłaszcza, jeśli wyrosła na obopólnej nieszczerości.

Pomimo obciążeń i traum, jest w nas cząstka światła, która nie zginęła, ale dopiero przy właściwym człowieku – nabieramy odwagi do ukazania swej całości. Niewolnictwo emocjonalne nie sprawdzi się, bo „kochanie” pod przymusem to pułapka umysłu i serca. Nie tylko zamyka nas przed rodzajem szczęścia, które nie mieści się w naszym dotychczasowym pojmowaniu, ale pokazuje też, jak mało siebie cenimy, skoro gwałcimy swoje „ja”, by dopasować do kogoś – w zamian za uczuciową „więź”. Owa „więź” nie ma wiele wspólnego z miłością, tylko z uzależnieniem. Gdy przestaniemy spełniać warunki tej osoby, czeka nas „bicz” – pretensje i złość, że ośmieliliśmy się wyjść z klatki, w jakiej sami się zamknęliśmy – w transakcji, którą pomyliliśmy z miłością.

Przy człowieku otwartym nie ma ciasnej klatki, jest za to pusta i rozległa przestrzeń, której część uczymy się zapełniać sobą. Krok po kroku zaczynamy wyrażać siebie, bo gdy tego nie robimy, nie ma po prostu interakcji. Ta osoba nie jest bowiem zainteresowana naszymi psychicznymi „używkami” i „gierkami”. Puszczamy chęć kontroli nad maskami, które założyliśmy sobie i innym, bo nie mają już większego sensu. Przestają spełniać rolę przy człowieku, który ma dar widzenia, co się pod nimi kryje.

ZABORCZOŚĆ

Istnieje też mroczna strona takiego doświadczenia. Zamanifestuje się ona dość szybko, gdy brakuje zaufania i psychicznej suwerenności.  Mianowicie, wolnego ducha nie ujarzmimy ani nie otrzymamy na własność – co odkryjemy boleśnie – walcząc z uczuciem zaborczości i obsesji. Oznacza to, iż nie uda się wtłoczyć człowieka dojrzałego w schematy zachowań, które dawały nam poczucie bezpieczeństwa. Brak takiej możliwości zaowocuje stanem wyolbrzymionych lęków i bezsilności. Nieraz powalczymy z pokusą, by go zasypać pretensjami – za to, że nie chce być wyłącznie nasz, podporządkować się i dać to, do czego się przyzwyczailiśmy w poprzednich relacjach.

Wbrew pozorom, jest też aspekt uzdrawiający. Bo gdy zakładasz, że dana osoba rozczaruje się tobą i odejdzie – albowiem sam od siebie wielokrotnie odchodziłeś, gdy przestawałeś spełniać wymogi własne i otoczenia – ona dalej będzie trwać w twoim życiu. Zaskoczony? Człowiek poukładany w środku nie reaguje tendencyjnie, lecz posiada w sobie pewną cierpliwość, której być może na próżno szukałeś u swojego rodzica, a potem u siebie. Dlatego zakładałeś, że nikt takiej cierpliwości nie posiada, a zdradzanie czy porzucanie (gdy spotka się kogoś „lepszego”) jest czymś „normalnym”, „usprawiedliwionym” w naturze ludzkiej.

W głębi jednak, chodzi o zdradzanie siebie w innych ludziach, bo napotkane osoby są w pewnym sensie innymi wersjami naszego „ja”, oczywiście nie dosłownie, ale w ujęciu duchowości – to co udaje nam się objąć w drugim człowieku jest w nas uświadomione. To co odrzucamy z lęku czy niezrozumienia – jeszcze w nas samych nie zostało przytulone.

SYNERGIA

Ta wyjątkowa relacja nie da ci szczęścia, którego najpierw sam w sobie nie odkryjesz, ale dar obecności zapoczątkowującą przemianę. Zrobi wyrwę w murze umysłu i serca, a resztę zniszczysz sam, bo już nie będzie innej drogi. Wolność, która nie krzywdzi siebie ani drugiego człowieka, jest językiem miłości, fundamentem zdrowej relacji. Miłości nie mylimy z zakochaniem, które jest dość powierzchownym uczuciem, chwilową fascynacją i zauroczeniem własnymi iluzjami. Bo jak szczerze kochać człowieka, którego się nie widzi, bo przysłaniają go nam idealizacje, a potem demonizacje naszego umysłu, gdy cudowny obrazek rozpadnie się?

Miłość nie jest tylko uczuciem, ale i świadomością, która rodzi się w  czasie i fizycznej przestrzeni – podczas oswajania się z bliskością bliźniego i poznawania go coraz głębiej – w rozmaitych sytuacjach życiowych. Realnych, a nie wyimaginowanych, czy rozgrywających się w świecie energii. Zwracam na to uwagę, bo niektórzy ludzie uciekają w świat fantazji i wirtualnych relacji, myląc je z prawdziwym uczuciem. Nie da się kochać kogoś, kogo się dobrze nie poznało – ale chcemy tak bardzo kochać, że zadowolimy się własnymi wyobrażeniami, zamiast wejść w świat żywych ludzi.

Bo dopiero gdy poznamy człowieka pod tymi wszystkimi wzorcami i mechanizmami obronnymi, możemy podjąć decyzję, czy chcemy mu towarzyszyć w drodze. Bierzemy odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale za tę wspólną drogę. Znając dobrze swoje zasoby i ograniczenia, możemy zgodnie współpracować, osiągając efekt synergii. Nie oczekujemy już podpórki, gdy stanęliśmy na własnych nogach. Na nikim nie żerujemy emocjonalnie, bo wewnętrzne dziecko odnalazło już swojego wewnętrznego rodzica.

ŚWIADOMY WYBÓR MIŁOŚCI

Miłość urzeczywistnia wybór oparty na prawdzie o sobie i drugim człowieku. Wybieramy, że chcemy przy kimś być, nie tylko z powodu tego, co czuje ciało, ale w wyniku świadomości, kim jesteśmy dla siebie. Decyzja taka rodzi się nierzadko w boleściach i może brzmieć tak:

„Poznawałem cię od lat i ciebie wybrałem. Nie z lęku przed samotnością, nie z ucieczki od siebie, nie wyjąc za dowartościowaniem, ani nie udowadniając sobie niczego. Pokochałem nieskończoną przestrzeń między nami, w której każde z nas może zaistnieć w pełnej okazałości – ze swą szczerością i bólem, ułomnością i siłą, barwami dnia i nocy, przeplatanymi w codziennej rzeczywistości.

Dam ci czas na to, byś poznała swoje lęki. Bez obaw, skonfrontowałem się z nimi już wcześniej i wiem, że są jedynie krzykiem niewiedzy o sobie samym. Będziesz szaleć z niepokoju, bo nie mieści ci się w głowie, że gdy znajdę się na końcu świata, nie poszukam innej okazji. Nie dlatego, że nałożyłaś na mnie powinność, ale dlatego, że dzięki tobie odnalazłem spokój.  To ty nie umiałaś mi zaufać, dlatego żądałaś nieustannych zapewnień. Słowa miały dać ci poczucie bezpieczeństwa… ale to tylko słowa. Gdyby miały moc, jaką im przypisujesz, nie potrzebowałabyś ich ciągle powtarzać.

Dotknąłem Twojej głębi i wyjątkowości, w którą sama nie wierzysz, bo wygodnie jest umniejszać siebie, niż brać odpowiedzialność za swą wspaniałość i rozwinąć skrzydła.

Będziesz sabotować mnie z lęku, żebym cię pierwszy nie odrzucił. A  ja zrobię wbrew temu i dalej będę przy tobie – tak blisko, jak tylko zechcesz.  Zapytasz dlaczego? Bo wybrałem ciebie, a nie wyobrażenia o tobie. Teraz poczekam, aż zrobisz to samo  i  wybierzesz mnie. W tym celu, nie spełnię zachcianek małej Księżniczki, ale też nie zawiodę zaufania Królowej. Swoim porządkiem wprowadzę chaos i będę igrał na krawędzi wytrzymałości. Wtedy pojmiesz, czym jest pełna swoboda i dystans do  dziecięcych gier. Będę dla ciebie bezlitosnym błaznem, wydobywał wszystkie twoje emocjonalne dziury, tak długo, aż uodpornisz się i przestaniesz tracić zmysły co chwilę. Będę czekać, aż zrzucisz wszystkie opory i zapłaczesz nad zbroją, którą nosiłaś od tylu lat. Na tej autentyczności, zbudujemy nasze królestwo. Ujrzę cię nagą, ale pełną mocy, tańczącą w mym sercu.

Póki co, wciąż nie wierzysz i prosisz, bym nieustannie cię adorował i mówił, że ciebie kocham. Gdy świeci Słońce, nie trzeba o tym wciąż przypominać, należy po prostu korzystać z pięknego dnia.  Nauczysz się odróżniać potęgę faktów od swych projekcji i nazywać rzeczy po imieniu. Zrobię wszystko, byś nie uzależniała się od moich darów, ale zobaczyła mnie takim, jakim jestem, gdy nie mam nic do zaoferowania. Tak, wiem, że potrzebujesz dopieszczenia ze strony ojca i matki, ale nie jest moim zadaniem chronić ciebie przed dorosłością. Obiecuję, że będę wspierać twoją niewinną dziewczynką, dziką kochankę i mądrą wiedźmę w jednym.  Połączysz te swoje różne w oblicza w przymierzu kobiecości, jakiej dotąd nie dałaś ujścia.

Pamiętam, jak karałaś siebie, za każdym razem, gdy otwierałaś duszę.  Jak mówiłaś o rzeczach zakazanych w dzieciństwie a potem przenosiłaś emocje na mnie. Broniłaś się przede mną atakując pierwsza. Przypisywałaś mi fałszywe intencje, mówiące prawdę o twych traumach, lecz nie o moim zachowaniu. Twoje jestestwo wrzeszczało, zanim je dotknąłem. Pozwoliłam ci krzyczeć, czekając aż uspokoisz się sama. W końcu zrozumiałaś, że nie odrzucam cię, ani nie ma zagrożenia z mojej strony. Wewnętrznie widziałaś mnie jako demona – bo od początku nie mogłaś mnie kontrolować. W istocie bałaś się tej części siebie, którą eksponowałem, jako odbicie twego męskiego pierwiastka, twojego dopełnienia, które wykraczało poza ego, dlatego odczuwałaś je jako niebezpieczeństwo dla sfery komfortu.

Z czasem rozpoznasz te iluzje. Moje „męskie” zachowania przestaniesz interpretować jako wymierzone przeciwko tobie. Gdy uwolnisz własną moc, przestanie cię przerażać mężczyzna silny i niezależny, który żyje w zgodzie ze sobą. Nie poczujesz potrzeby jego zmieniania, a nawet odkryjesz, że tylko taki może być partnerem dla ciebie. Skąd to wiem? Otóż kiedyś bałem się kobiet, dlatego od razu próbowałem je zdominować i podporządkować. Pozbawić kontroli nade mną. Właśnie w taki sposób byłem wciąż jej niewolnikiem. Potem zrozumiałem, że lękałem się żeńskości w sobie i przestałem z nią walczyć. Chciałem budować pozycję przez atak, bo taka była moja matka – pozbawiła mnie mocy, którą potem odkryłem w agresji. Ta agresja zapanowała nade mną. Gdy zrozumiałem, że jej źródłem jest lęk, opamiętałem się.

Będziesz wszystkim przy mnie, jeśli tylko pozwolisz mi być wszystkim dla ciebie.  Gdy odważysz się być wszystkim, nie poczujesz więcej bólu przy mnie, bo znikną i przestaną ranić wszystkie kajdany, które na siebie nałożyłaś.

Okażę się wtedy najwierniejszym przyjacielem twej duszy i największym wrogiem wszystkich kłamstw, w jakie uwierzyłaś na swój temat”.

ROZBIJANIE MURÓW

Proces rozbijania murów między dwojgiem ludzi, o który mowa powyżej może trwać latami. Przebiega efektywnie, gdy jedna osoba jest już zahartowana i pozwala drugiej na konfrontację z własnymi upiorami. Gdy obie ze stron relacji mają z tym problem, ugrzęzną w wyimaginowanych bagienkach zatruwając się wzajemnie. Będą siebie ranić, na przemian odrzucając i przyjmując. Jest to kręcenie się w kółko, w odreagowywaniu traum, co może trwać latami, nim nauczymy się dystansu i bycia „świadkiem”. Wtedy przeżywamy trudne emocje bez odrzucania ich, ani też utożsamiania z nimi, rozumiejąc, że jesteśmy kimś więcej niż one.

W wewnętrznym procesie duchowym przechodzimy przez zaćmienie umysłu do światła świadomości. Konfrontujemy się ze swoimi demonami, koszmarami, rozmaitymi formami archetypu Cienia, by odkryć, że one wszystkie prowadzą do Jaźni – poszerzenia dla „ja”. Odkrywamy to wtedy, gdy jesteśmy gotowi wziąć odpowiedzialność i  pokochać wszystko, co znajduje się w naszym energetycznym polu.

Podobny proces dotyczy osób, które do nas pasują, są naszym dopełnieniem, ale o tym nie wiemy i wręcz wzbraniamy się przed tym. Tak jak cień jest ważnym dopełnieniem dla osobowości, niosącym kluczowe dla naszego życia potencjały i talenty, tak w ujęciu zewnętrznym dana osoba też budzi z początku pejoratywne odczucia – tylko dlatego, że realizuje inne schematy życiowe. Ale gdy dajemy mu przestrzeń akceptacji, taki człowiek ujawnia ukryte bieguny osobowości, które są piękne, wartościowe, zachwycające.

Lęk odczuwany na początku okazał się po prostu mirażem, brakiem zaufania do czegoś nieznanego (a przez to odbieranego jako „złego”), choć finalnie okazuje się wspólnym skarbem.

❤


46925607_124136928487548_242617123388522496_n33erffffffdfafFINISH

Farida Sorana

Jestem trenerką rozwoju osobistego i duchowości, pomagam w pracy z podświadomością i jej programami, obszarem cienia, snami, odnajdywaniem wewnętrznej nawigacji, osiąganiem celów życiowych. Więcej 

Chcesz umówić się na sesję telefoniczną ze mną? Napisz: farida.sorana@gmail.com 🙂

Kategorie: duchowość i rozwój osobisty, Integracja cienia, miłość, podświadomość, przebudzenie, pułapki cienia, relacje i związki, rozwój osobisty, Uzdrowienie relacji, świadomość

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

4 odpowiedzi »

  1. Jaka Ty jesteś mądra Dziękuję za ten tekst ❤❤❤

    pon., 29 mar 2021, 08:50 użytkownik Ciemnanoc.pl napisał:

    > Farida posted: ” Powiem szczerze, że pisałam ten tekst od roku, i jakoś > nie mogłam skończyć. Sama dojrzewałam przez ten czas do uznania pewnych > rzeczy w sobie i w moim związku. Ale dziś czuję się gotowa go opublikować, > licząc na to, że niektórych z Was zainspiruje do sz” >

  2. Tekst bardzo trafny jednakże wszystko jest cacy, wyłącznie kiedy funkcjonujemy w znanych aksjomatach.
    Kiedy wykraczamy poza kulturowe aksjomaty wszystko się sypie gdyż niestabilna staje się Polaryzacja zewnętrzna i wewnętrzna.
    Sprzeczność nie może zostać zasymilowana gdyż ciągle się depolaryzuje, ciągle się wymyka bez względu na obiekt.
    No chyba, że znajdziemy taką samą uświadomioną sprzeczność ale tak to chyba tylko w bajkach…

  3. Piękny tekst. Zwinność i lekkość w opisywaniu nieznośnych stanów emocjonalnych to zdecydowanie Twoja domena. Ten tekst żyje, bo wlałaś w niego swoją autentyczność. Przyjęcie takiej perspektywy ułatwia przechodzenie przez kryzysy w związkach międzyludzkich.

Leave a Reply to szaryfotelCancel reply