duchowość i rozwój osobisty

Nauka miłości do siebie, czyli jak odkryć w sercu twierdzę

pexels-photo-3345752.jpeg

Photo by Alex Zarco on Pexels.com

Jedną z najważniejszych lekcji miłości, jaką wyniosłam w praktyce osobistej dotyczyła oczywiście nauki miłości do siebie i podniesienia swojej samooceny. Nie chodzi mi jednak o powtarzanie sobie, że siebie kocham, zaklinanie mantrami, ani o wizualizowanie siebie w energii miłości. Chodzi bardziej o poznawanie wszystkiego, co tę miłość blokowało, niszczyło, a tym samym uświadamiało i pomagało nazwać jej deformacje, zarówno w istocie boskości, jak i w iluzjach ludzkich. Poznając swoją ciemność i pustkę – odkrywam jednocześnie przestrzeń swego rozwoju i ekspresji, którą blokowałam wcześniej, np. z powodu kompleksów, lęku, niedowartościowania.

Człowiek, który nie miał w dzieciństwie zdrowych wzorców miłości, będzie ten brak przenosił na swoje życie dorosłe, relacje zewnętrzne, jak i wewnętrzne.  Dla wielu ludzi konieczna może być tutaj psychoterapia, która pomaga rozpoznać swoje niszczycielskie programy i skłonność do wchodzenia w określone role. Jeśli chodzi o mnie,  to praca z ciemną stroną umysłu okazała się kluczem do rozwoju świadomości. Dopiero w wyniku wgłębiania się w swą nieświadomość i jej destrukcyjne programy, nauczyłam się rozróżniać przekonania zakorzenione głęboko, które zniekształcały mi obraz materii i ducha. Przedzierając się przez kolejne warstwy swych projekcji i iluzji, demonów ciemności, jakie mnie odgradzały od Istoty Jaźni, finalnie w swej ciemnej nocy dotarłam do czystego odbioru Obecności.

Ta Obecność, duch boski, Jaźń, okazała się Wszystkim tym, co akceptowałam w sobie i w świecie a także wszystkim tym, co mnie przekraczało, poszerzało, a czego się lękałam i odrzucałam, czyniąc z tego „demony”. Boskość we mnie była jednocześnie potencjałem wolności i miłości, jakiej nie znałam, nigdy nie doświadczyłam w swym życiu. To był wzorzec dobrej, zdrowej miłości, której nie miałam w dzieciństwie, ale jak widać – mogłam odkryć w relacji ze Źródłem, co tylko potwierdza, że jest w nas wszystko, każdy potencjał zrozumienia i przekroczenia siebie. Innymi słowy, brak z dzieciństwa już nie determinuje na tym etapie, bo wolnością od uwarunkowań przeszłości jest plan duchowy – Jaźni.

Poznając tę miłość w relacji z dopełnieniem boskim (Bóg, Bogini), człowiek czuje się uświęcony, albowiem On/Ona wypełnia pustkę w sercu  uzdrawiając i uwalniając duszę – wyższą świadomość dla ego. U mnie to był proces trwający kilka lat. Podczas niego zmieniło się wiele, a przede wszystkim mój stosunek do świata zewnętrznego. Już nie lęk, ale pewność i powołanie poczęły kierować moimi wyborami życiowymi.

W tym stanie umysłu i serca, osądy ludzkie przestają nas tak dotykać, choć nie oznacza to wcale akceptacji dla agresji psychicznej, ale zrozumienie, że irracjonalne projekcje drugiego człowieka dokonywane na naszą osobę, nie stanowi naszego problemu, ponieważ na tym etapie świadomości wiemy już, kim jesteśmy i co czynimy i jesteśmy w tym autentyczni. Nie rozpraszając się zatem, można dalej robić swoje.

W pewnym sensie ludzie kierujący się przemocą, bez zdolności do autorefleksji, tworzą cień, czy jak kto woli myślokształt zbiorowy, który wciąż jeszcze nie przepracowaliśmy w mentalności społecznej, dlatego ma wpływ na relacje międzyludzkie. Zrozumienie, gdzie kończy się jednostkowe „ja” a zaczyna „zbiorowość” jest bardzo ważne, bo umożliwia  kształtowanie  się indywidualności – duszy, gdy zrozumie, że jest unikalna, niepowtarzalna, oryginalna i TAKA MA PRAWO BYĆ w świecie. Wszak nikogo swą ekspresją nie krzywdzi i nikt nie ma prawa jej gasić, choć w praktyce robimy to wszyscy – także względem siebie, gdy karmimy swoje kompleksy i wewnętrznego krytyka.

Miłość do innych powinna być zbudowana najpierw na miłości do siebie, inaczej wyrazimy ją w zniekształceniu. Dla przykładu – od dzieciństwa miałam rozwiniętą empatię, jak również skłonność do utożsamiania się z drugim człowiekiem, także takim, który ma zamknięte współodczuwanie i skłonność do przekraczania granic osobistych drugiego człowieka. Usprawiedliwiałam go rzecz jasna, ponieważ czułam z nim Jedność i rozumiałam jego uwarunkowania, którego go takim czyniły. Z perspektywy lat mogę stwierdzić, że to nie zawsze było dobre, a często kończyło się relacją toksyczną i niepotrzebnym tkwieniem w czymś, co przypominało czarną dziurę pochłaniającą wszystko i bez końca.

Potem nauczyłam się oddzielać ziarna od plew, czyjejś dziury emocjonalne i potrzebę kompensacji, od mojej przestrzeni i jej koniecznych granic. Zrozumiałam, że nie mam i nie będę mieć całkowitej kontroli nad rzeczywistością ani nad drugim człowiekiem, który w tej perspektywie podejmuje własne wybory i jest za nie odpowiedzialny. Danie mu tej przestrzeni i wybór własnej drogi, staje się prawdziwą miłością do siebie i do bliźnich, wyjściem z współuzależnienia. Tak człowiek uczy się być duchową twierdzą, zdolną w świecie przetrwać i szerzyć energię Miłości, bez naiwności, jaka czasem towarzyszy niedojrzałemu i idealistycznemu sercu, które nie słucha w niczym rozumu. Jak zwykle droga środka, korzystania z obu biegunów jest tą właściwą <3 A zatem:

  1. Miłość i idealizm czynią duchowość dojrzałą, gdy są wzmocnione rozumem.
  2. Racjonalność dopełniona miłością i współodczuwaniem – to poziom świadomości serca.
  3. Kształtowanie indywidualności, ale w zdrowej relacji z innymi indywidualnościami, bez potrzeby agresywnej rywalizacji i walki o dominację.
  4. Uznanie, że przestrzeń jest nieskończona i pomieści ekspresję wszystkich dusz, pomaga wyjść z postawy „hejtującej” bliźnich.
  5. Zrozumienie, że dla każdego jest miejsce w zbiorowym umyśle Boga pomaga też zrozumieć naturę przemocy. Ten , kto brutalnie wchodzi w przestrzeń drugiej istoty, po prostu nie odkrył jeszcze swej boskości i swojego unikalnego miejsca w świecie, gdzie jego energia ma szansę na ekspresję dobroczynną. Niewiedza o swej duszy jest dziurą; zacznie wsysać innych, zazdroszcząc im tego światła, którego nie widzą w sobie.
  6. Jesteśmy nie tylko Jednością w Wielości, ale też Wielością w Jedności, dlatego nasz wpływ na świat jest ograniczony, ale zaczynając od uzdrowienia swych wzorców miłości i nauki jak świadomie – czyli ETYCZNIE żyć, a następnie współpraca z innymi w tych samych dążeniach, w sposób realny może przemieniać rzeczywistość. I to jest nasze zbiorowe powołanie.

Podsumowując, miłość do siebie jest gruntem, na którym wyrosnąć może zdrowe drzewo życia. To zdrowe jestestwo może podjąć relację miłości z innymi, opartej na współpracy i wymianie, a nie na wykorzystywaniu jednej ze stron. Zgoda na wykorzystywanie siebie jest oznaką braku miłości do siebie i tak koło się zamyka, cofa nas do pierwszej, nieprzerobionej lekcji. Etapów transformacji nie przeskoczymy, dlatego zrobiwszy pierwszy krok, wyłonimy dopiero przestrzeń pod kolejny. Tak nasza tożsamość poszerza się w sposób zdrowy, jak poszerzający okrąg, który wciąż ma swój środek –  wspomniana wcześniej pewność siebie, silne „ja”, twierdza w sercu, odporna już na projekcje innych ludzi, ale nie obojętna wobec kształtu świata, który jest polem kolejnym naszej nauki miłości.


46925607_124136928487548_242617123388522496_n33erffffffdfafFINISH

Farida Sorana

Jestem trenerką rozwoju osobistego i duchowości, pomagam w pracy z podświadomością i jej programami, obszarem cienia, snami, odnajdywaniem wewnętrznej nawigacji, osiąganiem celów życiowych. Więcej 

Chcesz umówić się na sesję telefoniczną ze mną? Napisz: farida.sorana@gmail.com 🙂

2 odpowiedzi »

  1. Nie potrafię – jak taka istota, którą jestem może pokochać siebie samego?
    Jak mam poznać „tę miłość” i stworzyć relację z duchem boskim?
    Jak odkryć swoje unikalne miejsce w świecie, tak aby moja energia miała szansę na ekspresję dobroczynną w ogólnym rozrachunku?
    Jak mam odkryć swą boskość – jak mam uwierzyć, że jest miejsce i dla mnie na tym świecie tak abym mógł dopełniać harmonię istnienia?
    Jak mam uzdrowić swe relacje ducha z ciałem?
    Jak mam odnaleźć miłość w swoim sercu?

Leave a Reply to uroboros69Cancel reply