Dziś pragnę się podzielić refleksjami na temat ucieczki przed życiem w kontekście duchowości, która niestety może być formą ucieczki od życia, gdy zapominamy o potrzebnym dla balansu psychicznego uziemieniu. Gdy nie chcemy się skonfrontować z materią i czyhającymi w niej pułapkami, wygodniejsze staje się zakotwiczenie w praktykach duchowych i skierowanie uwagi na pole mentalne. Misternie pracujemy nad przeprogramowaniem umysłu, afirmujemy, zaczytujemy się w duchowych książkach, oglądamy wysoko wibracyjne filmy, wierząc iż odmieni to los na lepsze. Zaklinamy rzeczywistość i mówimy sobie, iż jesteśmy czystą radością, obfitością i szczęściem. Oczywiście, nie ma niczego złego w takich praktykach, pod warunkiem iż nie przysłaniamy nimi oporu przed podjęciem działań. Przeprogramowanie umysłu powinno iść w parze z lepszym traktowaniem siebie oraz czynami – tutaj w materialnym świecie.
WYPARCIE SWEJ SPRAWCZOŚCI
Istnieje pewna grupa ezoterycznych i religijnych przekonań na temat ciążącej karmy, podczepów, klątw, „kary boskiej” etc. które czynimy odpowiedzialnymi za nasz marazm życiowy i zawieszenie. Tego typu wierzenia mogą być również wymówką, by nie brać spraw w swoje ręce, tylko oddać je Bogu, „siłom wyższym”, albo naszym „kapłanom”, „mistrzom”, ekspertom od „złych energii” itp. Dopóki wierzymy w sprawczość powyższych wierzeń, dopóty one faktycznie jakoś manifestują się w naszym polu (samospełniająca się przepowiednia). Ale i tu możemy się uzależnić od ciągłego „oczyszczania się”. Jeśli coś musimy powtarzać, niekoniecznie oznacza to rozwiązanie problemu, a jedynie tabletkę przeciwbólową, działającą przez chwilę. Umysł lubi grać sam ze sobą. Każdy z nas prędzej czy później zmierzy się z tym, co jest prawdą o nim samym, a co iluzją.
Iluzja charakteryzuje się tym, iż przez jakiś czas udaje prawdę i daje wrażenie, że się sprawdza. Później jednak przestaje działać i jesteśmy niejako zmuszeni do zajrzenia głębiej w naturę rzeczy. Docelowo, odkrywamy siłę sprawczą w sobie, a wtedy „klątwy”, „podczepy”, „obciążenia karmiczne” itd. po prostu przestają mieć znaczenie. Świadomość jest nie tylko bezgraniczna, ale i twarda swym fundamentem – prawdą o naturze.
WYJŚCIE Z GRY UMYSŁU
Im bardziej gruntuje się świadomość prawdy o sobie, tym mniejszy wpływ na nas posiadają czynniki, które uznajemy za „wrogie”. Dlaczego? Ponieważ docierając do wiedzy, co stworzyło ów energetyczną grę w jakiej zostaliśmy uwikłani, odblokowuje się cząstka nas samych. Tym samym energia dotąd postrzegana jako odrębna, ujawnia się w naszym wnętrzu. Poszerzanie świadomości idzie więc w parze ze wzrostem mocy – nasza energia konsoliduje się. Jeśli zaś brakuje nam wiedzy na temat własnej natury oraz natury świata, to w tym obszarze nieświadomości energia jawi się negatywnie, jako „obcy” byt. Tenże niezintegrowany obszar zaczyna pogrywać z naszym umysłem, tworząc podatność na subtelne wpływy i gierki matriksa, w jakie uwierzyliśmy.
Ta podatność ujawnia się zwłaszcza w sytuacji, w jakiej uparcie nie widzimy związku przyczynowo skutkowego między własnym postępowaniem a konsekwencjami. Wolimy szukać przyczyn w wymiarze subtelnym/energetycznym zamiast przeanalizować własne wybory i dotychczasowe działania (albo ich brak), które doprowadziły nas do obecnej sytuacji życiowej.
ROZRÓŻNIENIE PRAWDY OD ILUZJI
Niezmiernie ważnym jest jednak, by dotrzeć do wiedzy faktycznie uwalniającej. Po drodze uczymy się odrzucać wyjaśnienia mało wiarygodne acz wygodne, na rzecz prawdy – nierzadko bolesnej i zmuszającej do wyjścia ze sfery komfortu.
Dla przykładu, jeśli jakaś osoba została przez kogoś oszukana/wykorzystana i w tym samym czasie doświadcza agresywnych „podczepów”, „ataków energetycznych”, ma odczucie wypalenia i wyssania z sił życiowych, niekoniecznie oznacza to, iż rozwiązaniem jest energetyczny kokon i symboliczne zrywanie tychże podczepów, by poczuć się lepiej. Możliwe, że w dłuższym okresie nie pomogą nawet rytuały i wypalanie tego co uznamy w nas za „szkodliwe”. Być może trzeba zajrzeć w siebie i przyznać się do swej bierności i nadmiernie otwartych granic względem otoczenia, a także do skłonności przypisywania siły sprawczej czynnikom zewnętrznym. Jeśli taka osoba zacznie pracę nad treningiem asertywności i ochrony swych dóbr osobistych, nauczy się radzić z naporem otoczenia. Przede wszystkim – rozpozna manipulacje osób natrętnych i zdecyduje, czy i jak zablokować im dostęp do swojego życia.
Tym samym jej pole subtelne się zmieni i uszczelni – zjawisko „podczepów” nie będzie już mieć miejsca, ponieważ uwolni się z niego wiedza PRAKTYCZNA. Daje ona wiedzę, a tym samym odporność na cudze wpływy, oraz przepływ świadomości w tym obszarze relacji między jednostką a środowiskiem.
Odczuwanie jednostki zmieni się wraz z jej percepcją i umiejętnością radzenia sobie ze źródłem problemu.
WYJŚCIE Z OGRANICZEŃ
Widzimy więc, iż samorozwój musi iść w parze nie tylko z pracą mentalną, ale też fizyczną. Nie tylko przeprogramowanie umysłu, ale też zmiana nawyków życiowych. Innymi słowy – uczymy się nie tylko myśleć w sposób zdrowy, ale też optymalnie działać. Nierzadko trzeba wyrobić nowe typy postępowań, których wcześniej się obawialiśmy.
Po tym poznajemy prawdę, iż prowadzi ona do wyjścia z aktualnych ograniczeń w sposób pewny. Dzięki niej realnie rozwiązujemy problemy życiowe, posługując się konkretnymi sposobami. Wiedza nie sprawdzona w praktyce, jest tylko produktem wyobrażeniowym, pozostaje teorią, nie dając faktycznej wolności i swobody w życiu. Gdy uwierzymy w coś, co nie jest oparte na faktach, możemy podjąć błędne decyzje i narazić się na gorzkie rozczarowania.
BŁĘDY IDEALIZMU
Rozczarowania pojawiają się, gdy nasze ideały upadają w konfrontacji z rzeczywistością. Ale nie da się inaczej – dążenie do prawdy jest ważniejsze niż jakakolwiek najpiękniejsza mrzonka. W swoim życiu miałam do czynienia z przekonaniami typu „wszyscy ludzie są dobrzy”, „świat jest dobry”, „wszystko ma sens”, by w końcu zrozumieć, że ładnie brzmiące generalizacje nie sprawdzają się zawsze i wszędzie.
Idealiści prędzej lub później przeżywają szok, że ludzie mogą zachowywać się i reagować inaczej niż oni – na przykład podejmować wybory egoistyczne a nie „szlachetne”. Potem idealiści obwiniają się o to, że są źle traktowani przez otoczenie, że „coś w nich jest nie tak” skoro przyciągają „toksyczne relacje”. Chcą przepracować w sobie tą „ułomność”, by więcej nie cierpieć. Tymczasem świat tak wygląda – prawdopodobieństwo spotkania człowieka z instynktem drapieżcy jest wysokie. Nie musi to być niczyją winą, że dochodzi do interakcji między odmiennymi osobowościami, tak jak w naturze antylopa nie jest winna, że została wytropiona przez lwa. Świat ludzi posiada w sobie cechy zwierząt – silniejsi i sprytniejsi dążą do podporządkowania sobie pasywniejszych jednostek. Od świata zwierząt różnimy się w zasadzie większym wyrachowaniem i komplikacją wykorzystywania, rozwijając rozmaite formy przemocy – nie tylko fizycznej, ale i psychicznej, ekonomicznej itd. Różnimy się także zdolnością do refleksji, dlatego rozwinęliśmy wiedzę o tym, co jest szkodą i niepotrzebną destrukcją.
PROGRAM MĘCZENNIKA
Boimy się starć i zamykamy w samotności wierząc, że „coś z nami jest nie tak”. A może prostu nie umiemy sobie radzić z napięciami? Gdy na przykład nie potrafimy powiedzieć „nie” człowiekowi, który próbuje nas do czegoś zmusić, tylko bierzemy za jego postępowanie odpowiedzialność, wierząc, że zasłużyliśmy na to („kara za przeszłe uczynki”, „zła karma”, „przyciąganie” etc.) kierujemy się programem Męczennika. Męczennik charakteryzuje się tym, że nie kocha siebie. Pod przykrywką misji duchowej, bierze na siebie cudze błędy i cierpi. Jeśli posiadamy w sobie ten program, nie dziwi, że zamiast uczestniczyć w świecie, to wolimy schronić się przed nim. Jeśli zaś nauczymy się rozwiązywać takie problemy, na przykład za pomocą rozpoznania form nadużyć i konsekwentnego reagowania na nie, przestajemy się bać interakcji, nawet tych toksycznych.
Dzięki odpowiedniej wiedzy zyskujemy szerszą perspektywę patrzenia na siebie i na bliźnich, a szersza perspektywa daje wybór – możemy kontynuować relację, bo nam zależy i potrafimy sobie z nią radzić, albo zwrócić sobie oraz drugiemu człowiekowi wolność. Czynimy to bez poczucia winy i kultywowania niepotrzebnych wierzeń, na przykład uzasadniających czynienie krzywdy. Uznajemy fakty o tym świecie i przestajemy się łudzić, że mamy jakąś cierpiętniczą misję do wykonania.
LĘK PRZED BŁĘDAMI I PARALIŻ ŻYCIOWY
Gdy jakaś część nas domyśla się, że nasze ideały są nieprawdziwe lub nieaktualne, możemy czuć lęk przed doświadczaniem życia. Wolimy się wycofać, niż przeżyć tę konfrontację i bolesny rozłam. Ratujemy więc nasze ideały, ale kosztem uwięzienia w sferze komfortu (bezruch).
Gdy kierujemy się lękiem przed błędami, zamykamy się na pełnię życiową. Większość błędów z bolesnych doświadczeń zmieniamy w lekcje na przyszłość. Zatem bez przeżycia tego, nie pójdziemy dalej. Wszystko musi się wydarzyć w odpowiednim czasie, a zmiana jest wpisana w życie i nasz rozwój. Gdy boimy się zmian, to boimy się porażek, a jak boimy się porażek, to boimy się sukcesu. W ten sposób sami siebie ograniczamy, stojąc w miejscu i kurczowo trzymając starego. Warto obudzić w sobie zaufanie do drogi i rytmu podróży, który wymaga zarówno ruchu jak i spoczynku.
Zasadą, która się sprawdza, jest angażowanie się w działanie, które na ten moment jest możliwe i potrzebne, nawet jeśli nie niesie spektakularnych efektów. Możemy być bowiem na takim etapie, w którym nie jest wskazane zaczynanie czegoś nowego, tylko gruntowanie i stabilizowanie tego, co wcześniej wykreowaliśmy. Na pewno nie warto przejmować się i frustrować tym, czego na ten moment nie damy rady zrobić, bo najwyraźniej nie nastał jeszcze czas na uwolnienie energii w tym obszarze życia. Pamiętajmy, że nasze zasoby czasu i energii są ograniczone, zatem mądre zarządzanie nimi i rozpoznanie, co jest celem bliższym, a co dalszym – to podstawa.
PRZYMUS UDOWADNIANIA SOBIE MOCY
Wychodzenie ze sfery komfortu dla samego wychodzenia jest również skrajnością, w którą nieświadomie wpadamy. Ciągłe próby udowodnienia sobie czegoś właściwie nic nie udowadnia, skoro musimy powtarzać wyzwanie. Całą sztuką jest rozpoznać, kiedy aktualna sfera komfortu staje się więzieniem, umysł się przywiązuje do bezruchu, za to dusza pragnie rozwinąć skrzydła bo już czas. I jest konkretny kierunek wskazany, gdzie są nasze potrzeby i talenty do zajęcia się nimi,
Natomiast jeśli człowiek skacze w różne przepaście, bez wiedzy o sobie i rozpoznania co jest „jego” drogą, a tylko po to by pokazać sobie, że „może” – jest to przejaw walki wewnętrznej, utkwienie w trybie powtarzania traumy (doświadczenia ekstremum), co uniemożliwia czułe i mądre zaopiekowanie się sobą.
CEL ZASTĘPCZY
Zdarza się też odwrotnie – ze strachu przed porażkami tkwimy zbyt długo w marazmie, albo znajdujemy cel zastępczy, byleby nie iść drogą duszy i mierzyć się z jej przeszkodami. Czasem wolimy walczyć z cudzymi przeszkodami i gorliwie angażować się w problemy innych, zamiast zająć się swoimi. Możemy też nadmiernie koncentrować się na swych uwarunkowaniach, próbować usuwać wady, które są naturalną częścią jestestwa.
Uwarunkowania zostają – są korzeniem, początkiem naszej drogi, ale nie całą drogą. Warto nauczyć się jak radzić z nimi, ale przeszłości nie wymażemy gumką. Babranie się w niej zbyt długo, odciąga od teraźniejszości – która jest życiem. Bolesna przeszłość , choć się odzywa przez wspomnienia i odreagowania – należy już do sfery śmierci.
PSYCHOSOMATYKA
Nasze wrażliwe ciało ma prawo czuć „za dużo”, bo pamięta każde bolesne zdarzenie. To jednak nie powód, by rozpraszać energię i poddać się, pogrążając w beznadziei. Są sposoby na poradzenie sobie z psychosomatyką, aczkolwiek nie łudźmy się, że w wyniku pracy nad sobą, wrażliwość zniknie. Być może będzie nam towarzyszyć do końca życia, a tego nasz kontrolujący umysł nie chce przyjąć, popadając w uzależnienie od wiecznego przepracowywania siebie, by dyskomfort usunąć. Na szalejące nerwy są metody o charakterze doraźnym – każdy powinien odnaleźć swoją. Niektórym pomaga terapeutyczna praca z ciałem, innym – sport, relaks, medytacja, odpowiednie oddychanie. Niektórzy stosują z powodzeniem farmakologię. Nie możemy odmówić ciału reakcji na stres, tylko nauczyć się jak sobie z tym radzić. Jeśli zaburzenie uniemożliwia normalne życie – warto zgłosić się na terapię. Jeśli rozpozna się główny czynnik stresogenny na przykład w pracy, w toksycznym związku etc., może warto po prostu przeorganizować swoje życie. Nikt nie musi narażać się na niepotrzebny stres i cierpieć.
Duchowością nie jest walka ze sobą i z ciałem, tylko obejmowanie naszych aspektów w miłości. To właśnie w kryzysach odkrywamy duchową siłę i mądrość. Uczymy się akceptować nasze niedoskonałości (kamienie na drodze) i podążać przez nie w harmonii. ❤
LEPSZE WYBORY
Zatem podsumujmy: uciekamy od życiowego ruchu, bo podejmowanie aktywności wiąże się z pomyłkami, a za te karano nas w dzieciństwie. Dlatego wolimy z poziomu duchowości wierzyć, że mentalnie coś wykreujemy, co samo przyjdzie i będzie idealne – bez błędów. To magiczne myślenie – czasem się sprawdza, a czasem nie. Ogólnie dorosłość potrzebuje rozsądku i kreatywności w równowadze z wiarą w siebie i w swoje możliwości. Nie samego rozsądku i nie tylko samej wiary. Balans to podstawa. W rozwoju osobistym nie chodzi o życie idealne i pozbawione kryzysów, lecz życie świadomie reagujące na nie.
Czasem nie robimy nic, żeby sytuację kryzysową zmienić w sposób realny, zamiast tego, bierzemy się po raz kolejny za grzebanie w sobie. To cel zastępczy, ucieczka od własnej mocy, która wynika z aktu wyboru. Pragniemy, by nie było więcej ciężkich sytuacji, i wydaje nam się, że osiągniemy to przez rozwój osobisty/duchowy. Zatem pod przykrywką praktyk wewnętrznych kryje się lęk przed konfrontacją z kryzysem i niechęć do wzięcia odpowiedzialności za dokonywanie trudnych i koniecznych w tym czasie decyzji. Tymczasem są one właśnie po to, by trenować wolną wolę. Wolna wola wynika z poszerzenia świadomości, gdy już prześwietliliśmy wzorce wcześniejszych postępowań, których byliśmy przez lata więźniami.
POWRACAJĄCE KRYZYSY
Być może ulgą jest, że nic nie trzeba wewnętrznie przerabiać, jeśli posiadamy już wiedzę o naszych wzorcach. Wiedza o nich nie odmieni samoistnie życia i nie sprawi, że same dobre rzeczy będą się pojawiać w naszej przestrzeni. Sytuacje kryzysowe będą wracać, bo tak wygląda życie. Nasza moc tkwi w wyborze, co z tym zrobimy. Możemy po prostu skupić się na tworzeniu lepszego życia, albo umartwiać, że coś posiadamy do przeorania z przeszłości, i w ten sposób nigdy nie zaakceptujemy natury istnienia tu i teraz. Jak się zrozumie i zaakceptuje swoje uwarunkowania, to nawet gdy one się odzywają – a mają prawo się odzywać – to już to nie przeszkadza. Nauczeni doświadczeniem po prostu rozumiemy, co w danej sytuacji należy robić.
Cała istota jest w dokonywaniu wyborów optymalnych. Jak się pewna sytuacja pojawia znowu i wiemy już, jakie będą konsekwencje, to wybieramy inaczej niż w przeszłości. Ryzykujemy nowe doświadczenie, a niekoniecznie pakujemy się w utarty i destrukcyjny schemat postępowania. Nie jest problemem, że feralne okoliczności się powtarzają, tylko nieumiejętność wdrożenia innych rozwiązań, jak się to przydarza.
WARTOŚĆ DOŚWIADCZEŃ
W nowych działaniach znajdujemy urzeczywistnioną pewność. Unikając zaś doświadczeń, żyjąc z dala od świata, choćbyśmy realizowali wzniosłą duchowość, dalej brakuje nam podstawy i gruntu duchowości – uziemienia. Brak uziemienia i rozwijania czakr niższych powoduje lęki i opór przed materią, wyobcowanie w świecie, brak przepływu z Matką Ziemią i zaufania do swej instynktownej natury. Poznajemy siebie nie tylko w podróży wewnętrznej, ale także w czynach i interakcjach ze światem, gdzie weryfikujemy prawdy odnalezione w rdzeniu prawdziwej tożsamości. A zatem, im więcej doświadczeń życiowych i prób, tym lepiej poradzimy sobie w różnych sytuacjach. Potrafimy zapobiegać niektórym zagrożeniom, bo umiemy już rozpoznawać ich symptomy. Wnioski z kryzysów przekuwamy w mądrość życiową. Nasza intuicja rozwija się i wskazuje właściwy kierunek, nawet gdy znów pojawia się niebezpieczeństwo. W końcu, to jedna z jej funkcji.
Nasza duchowa warstwa służy poszukiwaniu prawdy. Cielesna natomiast – jej urzeczywistnieniu. Zatem praktyka wewnętrzna kończy się u każdego adepta wyjściem do świata i podjęciem nowych interakcji z ludźmi, gdy już dokładnie poznał swoje cechy, możliwości i pragnienia. Dusza to stan pogodzenia wewnętrznych sprzeczności w całość, która już nie walczy ze sobą, ani siebie nie rozdrabnia na rzeczy akceptowane i nieakceptowane. Całość jest gotowa do dzielenia się z innymi całościami. Wtedy jesteśmy gotowi do integracji zewnętrznej. Integracja nie oznacza usunięcia czegokolwiek z natury własnej czy świata, ale przemianę. Jak uczymy się akceptować swoje lęki i słabości, tak również uczymy się radzić z niedogodnościami w życiu i w relacjach międzyludzkich.

Farida Sorana
Jestem trenerką rozwoju osobistego i duchowości, pomagam w pracy z podświadomością i jej programami, obszarem cienia, snami, odnajdywaniem wewnętrznej nawigacji, osiąganiem celów życiowych. Więcej
Chcesz umówić się na sesję telefoniczną ze mną? Napisz: farida.sorana@gmail.com 🙂