duchowość i rozwój osobisty

Gdy Czerwony Kapturek pokochał wilka

Co za ulga, gdy w rozwoju osobistym przychodzi moment, w którym mówimy „nie” naszej skłonności do wchodzenia w emocjonalne gry. Gdy już wiemy, że nie mamy nic do stracenia, bo przeszliśmy wszystkie iluzje i chęci kompensacji niedoborów z dzieciństwa, po prostu stawiamy na bycie sobą i jasną komunikację z otoczeniem. Nie gramy na czyichś uczuciach bo po co. Nie mamy też ochoty uczestniczyć w młodzieńczych grach w kotka i myszkę. Prostsze rozwiązania, szczere relacje, nie marnowanie energii na przeżywanie czyjegoś odrzucenia. Nie chodzi oczywiście o tłumienie emocji, ale o to, że zdecydowanie szybciej wracamy do równowagi… Wcześniej roztrząsaliśmy każdą emocję, przejmując się zmiennością nastrojów i brakiem synchronizacji między umysłem i ciałem.

Po procesie integracji, gdy już akceptujemy swoją ciemną stronę, rozumiemy, że nie da się swej podświadomości do końca kontrolować, tak jak rodzic nie jest w stanie całkowicie podporządkować sobie dziecko. Wielu z nas pamięta traumatyczne dzieciństwo, gdy rodzice przemocą próbowali wytresować nasze natury.  W późniejszym czasie, mimowolnie tą tresurę przenosimy na swoje ciało i emocje. Tymczasem nie o  nią chodzi w rozwoju duchowym, bo  jest zaprzeczeniem Miłości. Nie chodzi też o to, by być niewolnikiem swej neurotyczności.

Gdy przytuliliśmy nasze negatywne emocje – smutki, doły, gniew, rozumiejąc ich rolę, ale też nie tonąc w nich, tylko ucząc się być odpowiedzialnym obserwatorem Siebie, życie staje się zdecydowanie lepsze. Pojmujemy wtedy, że to nie emocje są problemem, tylko nasz stosunek do nich. Jeśli pozwalamy im zalać siebie, tracimy swoją wolną wolę i rozum. Gdy zaś akceptujemy je jako część siebie, przestając z nimi walczyć, daje to solidny fundament do ich oswojenia.

Żadna emocja, nawet ta agresywna – często kojarzona ze złem – nie zniknie w wyniku naszego rozwoju – ale nauczymy się z nią radzić, przechodzić przez kryzys ze świadomością jego nietrwałości. Za swoje podstawowe, zwierzęce popędy bierzemy odpowiedzialność i samodzielnie decydujemy czy i w jakiej formie je wyrazić, wysublimować w kreację, która nikogo nie krzywdzi. Przestajemy zachowywać się jak dzieci we mgle,  oczekujące, że stanie się jakiś cud, ktoś nas odczaruje, przebudzi ze złego snu. wyrzuci z nas niechciane odczucia, wyegzorcyzmuje.

Czerwony Kapturek, gdy z dziewczynki staje się kobietą, nie czeka już na wybawcę. Po pierwsze – nie pozwala wilkowi się pożreć, bo już przestaje się bać i demonizować swą cielesność i jej instynkty. Nie daje się też zwieść iluzjom swej nieświadomości. Po drugie – swą zwierzęcą naturę wychowuje z miłością, rozumiejąc, iż z niej bierze się Ogień, moc potrzebna do czynnego życia. Wilk z „najwierniejszego wroga” staje się wreszcie jej zwierzęciem mocy, sojusznikiem – obrońcą jej delikatnego serca.


46925607_124136928487548_242617123388522496_n33erffffffdfafFINISH

Farida Sorana

Jestem trenerką rozwoju osobistego i duchowości, pomagam w pracy z podświadomością i jej programami, obszarem cienia, snami, odnajdywaniem wewnętrznej nawigacji, osiąganiem celów życiowych. Więcej 

Chcesz umówić się na sesję telefoniczną ze mną? Napisz: farida.sorana@gmail.com 🙂

4 odpowiedzi »

  1. „…Pojmujemy wtedy, że to nie emocje są problemem, tylko nasz stosunek do nich…
    Czerwony Kapturek, gdy z dziewczynki staje się kobietą, nie czeka już na wybawcę…
    Wilk z „najwierniejszego wroga” staje się wreszcie jej sojusznikiem – obrońcą jej delikatnego serca.”

    ___
    Pięknie i jakże trafnie to wyraziłaś… Dziękuję 🙂 <3

  2. „…Pojmujemy wtedy, że to nie emocje są problemem, tylko nasz stosunek do nich…

    Vadim pisał o tym w Transerfingu. Bardzo trafnie ujęte słowa.

  3. Dzień dobry Farido, dzielę się swoją refleksją: Nasze emocje, zarówno te dobre jak i złe są świetnym komunikatorem. Ważne, aby je zauważać kiedy się pojawiają. Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy z tego co czujemy. Kiedy już je zauważymy możemy dokonać wyboru co chcemy z nimi zrobić. Wiele osób na swojej duchowej ścieżce nie chce czuć złych emocji lub boi się do nich przyznać. Bo jak duchowy rozwój może iść w parze z totalnym wkurwem, złością, gniewem, brakiem spokoju czy wyciszenia? Niejednokrotnie odczuwanie takich emocji jest traktowane jako cofanie się w rozwoju. Szkoda…bo dopiero zauważenie i oswojenie tego co „najgorsze”, nieakceptowalne w nas powoduje, że panujemy nad „niekiełzanym ogierem” a dla otoczenia stajemy się spójni i autentyczni. Gdy powiemy do swojego gadającego, kochanego umysłu: „Słyszę Cię. Masz u mnie miejsce jednak jestem czymś więcej i to JA podejmuję decyzję”…wtedy zaczyna się współpraca i zaufanie do swoich emocji, do siebie. 🙂

    • Zgadzam się w zupełności 🙂 jesteśmy całością – wszystkimi emocjami, a nie wybranymi w imię duchowych ideałów, wtedy dokonujemy po prostu wyparcia, a te negatywnie postrzegane emocje i tak się odezwą – np w zachowaniach bierno agresywnych. Jestesmy wtedy po prostu fałszywi.

Leave a Reply