Astral a weryfikacja duchowa

Cień nieuświadomiony – Istoty Lucyferyczne

MIŁOŚĆ, ŚWIATŁO I MISJA ZBAWIANIA INNYCH

Energia lucyferyczna zniekształca odbiór archetypów boskich naszej jaźni np  Ojca- Boga, Świetlistego Anioła, Opiekuna, Wyższego Ja, MTJ, Maryi, Buddy, Shivy, Mistrza Duchowego,  Jezusa… Należy być czujnym, ponieważ na początkowym etapie rozwoju duchowego i wchodzenia w astral, zazwyczaj mamy nieprzepracowaną podświadomość, dlatego na archetypy boskie naszej jaźni patrzymy przez pryzmat cienia i nieuświadomionych wzorców – najczęściej lucyferycznych, o których piszę w tym artykule.   Innymi słowy odbiór takiego Jezusa w astralu, snach, wizjach może być mocno zafałszowany przez toksyczne i nieprzepracowane programy podświadomości, która projektuje na byty duchowe swoje wzorce, zgodnie z mechanizmami psychologicznymi. W przypadku Jezusa i astrala  chrześcijańskiego, przy nieprzepracowanym wzorcu lucyferycznym,  taka istota może naznaczać swoich adeptów znakami (np pieczęciami krzyża) na ciele astralnym a nawet i wywołać stygmaty. Oczywiście nie należy dawać wiary w to, że stygmaty rzeczywiście pochodzą od Boga. Są fenomenem psychicznym i duchowym, wywołanym przez obecność archetypu Chrystusa, mocno zakorzenionego w podświadomości zbiorowej, i rozwiniętego oczywiście przez emocje i myślokształty ludzi. Świadczy o tym fakt, że stygmaty są zawsze umiejscowione na dłoniach stygmatyków, a historycznie wiemy, że krzyżowano poprzez wbijanie gwoździ w nadgarstki. Dodatkowo, Chrystus, który pojawia sie w astralach, najczęściej wygląda jak piękny, biały, wysoki mężczyzna o długich, brązowych włosach, ubrany w długie szaty- tak go przecież przedstawia się od wieków, dlatego tak wygląda jego astralna forma. Gdyby Jezus z astralnych poziomów rzeczywiście był prawdziwy, miałby wygląd  krępego, czarnowłosego mężczyzny o urodzie semickiej, najprawdopodobniej z krótkimi włosami i ubranego w krótką tunikę, ponieważ w tamtych czasach taka była moda w Galilei.

Nie mówiąc oczywiście o tym, że Wyższa Jaźń w czystym odbiorze, nigdy by nie wyrządziła krzywdy Ciału człowieka, które jest tak naprawdę najniższą i najgęstszą manifestacją Ducha na ziemi, jego „świątynią”. Stygmaty zatem to wzorzec „masohistyczny” tkwiący w reaktywnej nieświadomości człowieka, który odbiera Boga przez pryzmat „zasłużenia” na Jego miłość, w związku z tym oczekuje kary, żeby potem zasłużyć na nagrodę. To oczywiście ma swoje źródło w mechanizmie kija i marchewki stosowanym w wychowaniu dzieci przez wszystkie pokolenia. Ten właśnie wzorzec zanieczyszcza odbiór Boga w umyśle człowieka, wikłając jego obraz w motyw cierpienia – od stygmatów po inne „umartwiania”.

Dla osoby lubiącej mrok, lucyferycznym okaże się wspaniały ciemny Anioł albo romantyczny i drapieżny Wampir, który jednak w kontakcie okazać się może toksyczny (popularność wampirów jako archetypów, ostatnimi czasy bardzo rośnie). Każde upodobanie do istot, reprezentujących mroczne sfery, wynika ze stopnia oswojenia swojego cienia i sfery „ciemnej” ale też – gustu. Bo jedni lubią dzień, inni noc, jedni słuchają muzyki spokojnej, inni relaksują się i przeżywają uniesienie przy „mocnych tonach”.  Już wcześniej mówiłam, ze wygląd nie ma znaczenia, liczą się „owoce” kontaktu z danym bytem. Bo dla jednych mesjaszem będzie istota świetlista, a dla innych tą samą rolę mesjańską – łącznika z Absolutem, będzie pełnić istota wyglądająca – zgodnie z naszym gustem – mrocznie. Dlatego daleka jestem od osądzania bytu duchowego po wyglądzie, do czego mają skłonność ezoterycy, kojarzący to co ciemne ze złem a to co jasne z dobrem.  Może to być bardzo mylące, co wiemy po archetypie Lucyfera – świetlistego anioła, który walcząc z cielesnością (ciało jako pierwiastek żeński to archetypowa ciemność – pustka) w efekcie upada w Otchłań. Istoty, obojętnie czy świetliste czy mroczne, które chcemy widzieć jako „dobre i opiekuńcze” a w praktyce nas krzywdzą albo okłamują, mogą być odzwierciedleniem toksycznego wzorca uzależnienia i miłości. Może to mieć swoje źródło w dzieciństwie, w relacji z osobami silniejszymi, autorytetami, którzy nas krzywdzili i kochali jednocześnie.  Wtedy w naszej nieświadomości łączy się program miłości z kłamstwem i krzywdą. Gdy uświadomiliśmy sobie obecność zniewalających toksycznych wzorców w podświadomości i aktywnie pracujemy ze swoim cieniem z pozycji nadrzędnej, wtedy miłość do bytów lucyferycznych  jest aktem ich zbawczej transformacji, czemu poświęciłam cały cykl publikacji Mandala Cienia.

W każdej z lucyferycznych odsłon, prędzej czy później człowiek zawierza się istocie, którą traktuje jako opiekuna, a nawet Boga. Ta istota lucyferyczna naznacza ciała energetyczne swoich wyznawców znakami i pieczęciami,   a w przypadku egregora chrześcijańskiego – stygmatami, otacza swoją aurą , podłącza się pod czakramy i zaczyna doić z nich energię psychiczną.  Często wskazuje adeptom  partnerów energetycznych z ich bliskiego otoczenia – bo razem raźniej jest krzewić nauki tegoż ducha i trudniej wyłamać z paktu. Dodatkowo, istoty bosko-lucyferyczne tworzą, zwłaszcza w początkowych fazach relacji, historyjkę o „prawdziwym” pochodzeniu i powołaniu człowieka.  Mi opowiedziano, że jestem strażnikiem ciemnych i jasnych mocy i beze mnie świat upadnie. Mogą wmówić inne rzeczy – łącznie z tym, że ktoś jest samym wcielonym Jezusem.

Nadając misję, wybierając go i wywyższając pośród innych ludzi -energia lucyferyczna przemawia wprost do naszego ego, będąc odpowiedzią na wewnętrzną pustkę, ból , słabość. Proszę pamiętać, że bycie wybranym to najlepsza pożywka dla pychy i ego.   Misja zbawiania innych to też rzecz bardzo częsta, jeśli chodzi o energie lucyferyczne. W końcu ta wersja Szatana,  przywódcy upadłych aniołów , którą nazywamy Lucyfer – reprezentuje zwycięstwo ego nad duchem, , uważa się za Boga i nie wie tak naprawdę, że utracił łaskę. Kierując się pychą zapomina, że to nie on zbawia, tylko Bóg. Należy pamiętać o tym, że sam motyw zbawienia innych jest projekcją naszej wewnętrznej rany psychicznej i duchowej, która domaga się tegoż uzdrowienia i zbawienia. Chcemy zbawiać świat, a tak naprawdę to nasz cień głośno krzyczy o uwagę, miłość, i zbawienie.

Wzorzec lucyferyczny wikła w walkę z cieniem, w jakiejkolwiek odsłonie biegunowości. Jasność walczy z ciemnością, ciemność walczy z jasnością. Duch walczy z Materią i niedoskonałym Ciałem (proszę pamiętać, że wg mitów to Lucyfer zbuntował się przeciwko ciału człowieka). Więcej o tym w artykule: Lucyfer – Świadomość dzieląca i walcząca z cieniem

Dopiero po przepracowaniu cienia, jesteśmy w stanie rozpuścić nasz wzorzec lucyferyczny i dotrzeć do czystego obrazu Boga Zbawiającego w rzeczywistości astralnej, mentalnej i duchowej . Dopiero wtedy możemy mówić o niezafałszowanym przez nasze projekcje spotkaniu z postaciami soterycznymi, które w zależności od kultury i wyznawanej religii przybierają postać Jezusa, Matki Boskiej,  Sziwy, Opiekuna, Buddy,  Anioła Stróża czy innych  archetypów boskich Wyższej Jaźni (Ducha) pośredniczących między człowiekiem a Absolutem.

11 odpowiedzi »

  1. Nareszcie to zobaczylem – stygmaty i podobne zjawiska, w tym postacie sa „gra ” naszej psychiki czy lepiej ducha. I dobrze zdawac sobie z tego sprawe.
    pozdrawiam

    • Jednego i drugiego tak naprawdę, bo psychika jest odbiciem stanu Ducha, fraktalnie. Dlatego przy integracji psychicznej (uwalnianie i asymilacja treści podświadomych), następuje tez integracja Ducha w naszej jaźni. Te toksyczne gry , rozłamy i dualizmy duchowe są powodowane przez treści nieuświadomione – podświadomość, przez którą doświadczamy Ducha. Im więcej treści nieuświadomionych, tym bardziej nasz Duch jest “rozbity” na wiele postaci, im więcej nieuświadomionych wzorców (programów) toksycznych, tym bardziej obrazy Ducha w astralu zachowują się zgodnie z tym wzorcami – toksycznie. Reasumując, astral jest zawsze odbiciem stanu Ducha w naszej jaźni, a ściślej – jego odbioru przez psychikę. Odbiór fałszuje nieprzepracowan cień, podświadomość (nieprześwietlona świadomością), symbolizująca uwięzione aspekty Ducha ( archetypowo to duch w upadku) (psychologicznie to mechanizm cienia).

  2. „Każde upodobanie do istot, reprezentujących mroczne sfery, których chcemy widzieć jako „dobrych i opiekuńczych” dla nas jest odzwierciedleniem toksycznego wzorca uzależnienia i miłości.” Przy tej okazji zastanawiam się czego wyrazem są upodobania do mrocznej muzyki, filmów, ubioru, itp. Czy każda osoba lubiąca mroczne klimaty ma problem z opisanym toksycznym wzorcem? Ja np. jestem postrzegana jako osoba łagodna, pozytywnie nastawiona do otoczenia, a wiele osób dziwi się, kiedy poznaje moje muzyczne gusta i dowiaduje się, że nie wierzę w Boga.

  3. Nie, oczywiście, że nie 🙂 wieloktronie pisałam, zeby nie oceniać po wyglądzie, tylko po „owocach”. Jasnośc może być równie toksyczna co ciemność, to nie wygląd o tym świadczy tylko przepracowanie cienia, który może być jasny albo ciemny 🙂 Bo Cieniem może być pozytywny potencjał dla osoby, która np nie wierzy w siebie i cały czas siebie degraduje 🙂 A upodobanie do mroczności to po prostu kwestia gustu. Jedni kochają Dzień, inni kochają Noc. Jedni uwielbiają Lato, inni zimę… jedni realizują się w grzecznym seksie inni w sado-maso. I tak jest ze wszystkim. To, ze ktoś słucha ostrej muzyki nie świadczy o niczym szczególnym. Satanista kocha tego samego Ducha co katolik, tylko od innej strony 🙂 Ale oczywiście – w naszej kulturze i ezoteryce, mroczność jest negatywnie postrzegana, bo kłóci się ze schematem porządku jasnych i ciemnych sił. To podzielenie projektujemy na wszystkei sfery życia. Tymczasem to jedna wielka iluzja. Moja osobista Wyższa Jaźń (obraz Boga) ujawniła sie z najciemniejszego cienia – „Szatana”, który mnie nękał. Temu paradoksowi, który mnie kompletnie rozwalił jeśli chodzi o postrzeganie wszystkiego, poświeciłam cały blog. Wszelkie podziały na jasne i ciemne, i związane z tym wartosciowanie jest iluzją tak naprawdę. Najgłębszy mrok kryje najjaśniejsze światło.

    • „jedni realizują się w grzecznym seksie inni w sado-maso”
      Jakie owoce przyniesie realizacja w seksie sado-maso, jeśli dochodzi tu do zadawania ciału bólu? Wielokrotnie piszesz o tym, że ciało w sensie wyższym to nasze dziecko, bogini, świątynia dla ducha? Jakim sensem jest zatem zadawanie bólu? Jak można się w ten sposób realizować? Patrząc na to nawet z poziomu miłości to ból jest przecież dla ciała traumą.

      • Gdy Bóg wypełnia ciało człowieka, to straszliwie boli. Bo wtedy są łamane wszystkie blokady i opory podświadomości. Dlatego nie ma prawdy i miłości bez cierpienia…cierpienie zawsze pokazuje to, gdzie są granice naszego poznania, opór przed zjednoczeniem. To odpowiednia perspektywa powoduje, że cierpienie staje sie rozkoszą, jeśli towarzyszy temu odpowiednia wiedza, która uwalnia blokadę. Duchowośc to nie jest ucieczka od cierpienia, ale wchodzenie w cierpienie i rozumienie jego sensu. Dla niektórych sado-maso jest rozkoszą, bo jest to dokonywane świadomie i z wyboru.

  4. Podoba mi się to podejście 🙂 Burzy cały ten podział na jasność- dobro, mrok- zło. To prawda- w naszej kulturze mrok to wszystko co najgorsze. Np. osoba, która słucha ciężkiej muzyki jest dla wielu kimś zepsutym, mającym zły wpływ na siebie i innych.
    Ogólnie bardzo inspirująca jest Twoja strona 🙂

Leave a Reply to SylvanaCancel reply